10:51

Ósmy cud świata, czyli Bourjois 123 Perfect

Ósmy cud świata, czyli Bourjois 123 Perfect

10:51

Ósmy cud świata, czyli Bourjois 123 Perfect

Firma Bourjois jest popularna między innymi dzięki swoim dobrej jakości podkładom. Chyba każda dziewczyna słyszała coś o serii  Healthy Mix (nawet jeśli nie miała przyjemności używania kosmetyków tej firmy).
Ja dziś napiszę kilka słów o podkładzie 123 Perfect. Pokazywałam go w ostatnich zakupach i przyznam, że grzechem byłoby nie poświęcić mu więcej uwagi na blogu. Z tego co się orientuję to ta seria jest jedną z tych świeższych w szafie Bourjois ;)
 
Obok podkładów firmy Bourjois kręciłam się od dłuższego czasu, ale wciąż nie byłam do nich przekonana. Wydanie 60zł na podkład? Hmmm...W końcu jednak się złamałam i kupiłam. Trochę się zastanawiałam pomiędzy Healthy Mix, a 123 Perfect. Jednak zawartość trzech pigmentów w tym drugim wzięła górę i do domu wróciłam z buteleczką 123 Perfect w kolorze Light Vanilla (nr 51).

Najpierw to co pisze o nim sam producent:

Podkład 123 Perfect

Innowacja: 3 korygujące pigmenty, zero niedoskonałości!
Koryguje 100% niedoskonałości.

Przetestowany i zaakceptowany przez 97% kobiet.
Bourjois użył swojej ekspertyzy kolorystycznej by stworzyć podkład „nowej generacji”, który ujednolica cerę do perfekcji aż do 16 godzin
Koryguje 100% niedoskonałości dzięki swojej unikalnej formule, która łączy 3 korygujące pigmenty by usunąć wszystkie niedoskonałości:
żółte pigmenty by zwalczać sińce pod oczami tak by spojrzenie było wypoczęte
fiołkowe pigmenty by dodać cerze blasku
zielone pigmenty przeciw zaczerwienieniom dla perfekcyjnie jednolitej cery
Jego delikatna tekstura łatwo wchłania się w skórę tworząc niewyczuwalne wykończeniu typu druga skóra.
I jest dobra dla mojej skóry!
- Nawilżanie 24 godziny
- Filtry SPF 10
- Kwiaty bawełny o właściwościach nawilżających I przeciwdziałających świeceniu się skóry
- Nie powoduje podrażnień, pozwala skórze oddychać

 

 
 
Chyba nigdy jeszcze Wam nie wspominałam, że mam problem z rumieńcami na policzkach i nie każdy podkład je zakrywa. Czasami dokładam troszkę korektora aby wyrównać idealnie kolor skóry. Na co dzień nie zależy mi na aż tak idealnej cerze w jednym kolorze, ale kiedy gdzieś wychodzę chcę żeby wszystko było perfekcyjnie zrobione. Tak jak musi być w makijażu! :)
 
Kolor podkładu jest idealny, ale ostatnio muszę mieszać go z odrobinkę ciemniejszym, bo słoneczko opaliło mi buzię. Na jesień i zimę będzie jak znalazł ;)

Aby dobrze pokazać jak podkład wygląda na twarzy i to jak ładnie wyrównuje jej koloryt zrobiłam porównanie w formie zdjęcia. Na połowę buzi nałożyłam jedną warstwę podkładu (bez pudrowania), druga jest zupełnie naturalna.


Chyba widać gołym okiem, która strona prezentuje się lepiej ;) Nawet bez kropelki korektora buzia wygląda lepiej.

Jeśli chodzi o trwałość to tutaj wielkie brawa! Malowałam nim siostrę kiedy szła na wesele. Fakt, był przypudrowany, ale wiadomo, że podkład bez pudru raczej szybko zejdzie. Tak więc Bourjois 123 Perfect wytrzymał całe wesele, lekko przetarł się przy nosie, ale nadal wyglądał bardzo dobrze. Ja używając go na co dzień również jestem z niego zadowolona. Największe upały nie są mu straszne ;)

Rzeczywiście nie świeci się zbyt mocno bez pudru i nie podrażnia skóry.

Ja serdecznie Wam go polecam. Wiem, że ten podkład na stałe zagości w mojej szufladzie toaletki.

10:13

Makijaż na letnią imprezę

Makijaż na letnią imprezę

10:13

Makijaż na letnią imprezę

Dzisiaj przedstawię Wam propozycję makijażu na letnią imprezę.
Ostatnio nie publikowałam żadnych makijaży, bo nie miałam zbyt dużo czasu na malowanie, robienie zdjęć i w ogóle.  Ciągle jakieś wyjazdy, klientki - w końcu mamy wakacje :D
Dzisiaaj jednak przysiadłam i wykonałam makijaż, który sprawdzi się idealnie na letnią imprezę. Ma być efektownie i kolorowo. Aby całość utrzymała się bez konieczności poprawek makijaż utrwaliłam sprayem fixującym.
 
A tak poza tym to zrobiłam sobie wczoraj rzęsy metodą 1:1. Nigdy takich nie miałam, ale pomyślałam, że mogą stać się dobrą alternatywą właśnie na wakacje ;) Poprosiłam o kilka fioletowych rzęs w zewnętrznym kąciku. Fajnie podkreślają kolor mojej tęczówki.

 





 

Do wykonania makijażu użyłam:

Twarz:
- baza Stay Matte Rimmel
- podkład Bourjois 123 Perfect
- korektor Misslyn numer 03 porcelain
- puder Dermacol
- matowy brązer Miyo
- rozświetlacz The Balm Mary- Lou
- spray fixujący Avon

Oczy:
- baza pod cienie Avon
- paletka do brwi Catrice
- czarna kredka Avon Color Trend Black Attract
- paletka Sleek Snapshots
- cień Inglot 418P & 117AMC
- cień Kobo 123 MONO
- cień Sensique Velvet Touch numer 146
- mascara Create Your Lashes

Usta:
- paletka Sleek Ballet (mix koloru Swan Lake i Tutu)

11:51

Kryolan Lip Rouge Mini-Palette LC

Kryolan Lip Rouge Mini-Palette LC

11:51

Kryolan Lip Rouge Mini-Palette LC

Uwielbiam wszelkie produkty do ust. Moja kolekcja szminek i błyszczyków rośnie w zastraszającym tempie. Kilka dni temu dołączyła do niej paleta pomadek firmy Kryolan. Spośród kilku dostępnych wersji wybrałam LC. Paletka jest utrzymana w szarej tonacji, bardzo minimalistyczna, posiada okienka przez które widać 18 odcieni pomadek w niej mieszkających. Koszt takiej palety to około 130zł. Fakt, nie jest to zbyt mało, ale biorąc pod uwagę, że Kryolan to marka profesjonalna nie powinnyśmy być zaskoczone wysoką ceną. Sama mam też paletkę pomadek Sleek (z której jestem baaardzo zadowolona), ale lubię testować kosmetyki, a poza tym jak już wspomniałam uwielbiam produkty do ust ;)
 
Miałam mały kłopot z wyborem odpowiedniej wersji. Po dłuższym namyśle stwierdziłam jednak, że chyba najbardziej uniwersalna będzie LC: mam tu jasne, pastelowe kolorki odpowiednie na ciepłe miesiące, sporo ciemniejszych odcieni, które genialnie sprawdzą się jesienią i zimą. Znajdzie się tu coś zarówno dla dziewczyn o chłodnym jak i o ciepłym typie urody.



 
Formuła szminek jest bardzo przyjemna. Łatwo się nakładają, suną po ustach. Po chwili odrobinkę jakby zastygały, nie znikają z ust przez cały dzień i nie migrują. Pomimo, że łączna zawartość palety to tylko 11g to już teraz mogę stwierdzić, że te wkładziki są naprawdę bardzo wydajne. Nie potrzeba za dużo pomadki aby pokryć całe wargi. Pigment jest naprawdę bardzo silny. Wystarczy delikatnie dotknąć pędzelkiem powierzchni pomadki, a następnie to co się na nim osadziło przenieść na usta.
 
Poniżej prezentuje Wam swatche poszczególnych pomadek:



 
Paleta na pewno sprawdzi się u osób, które z zawodu są wizażystami. Jej niewielkie rozmiary pozwolą zaoszczędzić sporo miejsca w kufrze kosmetycznym bez konieczności zabierania kilkunastu oddzielnych szminek, których opakowania też trochę ważą ;)
 
Z tej jestem zadowolona, innych z tej serii raczej nie kupię, ponieważ nie do końca odpowiadają mi zestawienia kolorystyczne. Następnym razem kupię kolejną paletkę z pomadkami Sleek. Straszliwie kusi mnie wersja Siren ;)

10:17

Starcie mascar: L'Oreal vs. My Secret

Starcie mascar: L'Oreal vs. My Secret

10:17

Starcie mascar: L'Oreal vs. My Secret

MAŁY POJEDYNEK

Takie starcie planowałam od dłuższego czasu. 
W sumie to kiedy wkładałam do drogeryjnego koszyka tusz z My Secret od razu skojarzyłam podobieństwo opakowania z kultową mascarą L'Oreal Volume Million Lashes i wiedziałam, że trzeba je będzie ze sobą porównać. Tak więc dziś te dwa produkty stoczą ze sobą pojedynek.
 Jeśli jesteście ciekawe jak wypadły te dwie mascary - zapraszam do dalszej lektury ;)

 
DROŻSZY PRZECIWNIK

Zacznę od mascary L'Oreala Volume Million Lashes. Kultowy produkt tej firmy. Jej koszt to bardzo często więcej niż 50zł, chociaż opłaca się czekać na różne promocje, ponieważ wtedy można ją kupić za około 35zł. Pojemność opakowania to 9 ml. Sam tusz wygląda bardzo ładnie, elegancko. Opakowanie jest złote z czarnym napisem po środku, który po pewnym czasie zaczyna się zdzierać. Szczotka jest sporej wielkości, silikonowa i bardzo elastyczna.
Mascara jest naprawdę bardzo dobra: intensywnie czarna, nie kruszy się w ciągu dnia. Jednak rzęsy po pomalowaniu są bardzo sztywne. Mi to osobiście nie przeszkadza, ale piszę to dla Waszej informacji. Jeśli nie lubicie takiego efektu na rzęsach to warto zastanowić się nad jej kupnem. Trzeba nauczyć się pracować tak dużą szczotką. Na początku może sprawiać problem, ale jesteśmy w stanie naprawdę ładnie pomalować nią rzęsy. Dla mnie osobiście mogłaby być ciut mniejsza, bo zdarza mi się ubrudzić powiekę podczas malowania rzęs. Po raz pierwszy ten tusz kupiła ją moja siostra jakieś trzy lata temu, podpatrzyłam u niej i spodobał mi się. Od tamtej pory regularnie do niego wracam. Nie mam go ciągle w kosmetyczce, ale zawsze o nim pamiętam ;)

 

NIŻSZA PÓŁKA CENOWA
 
Mascarę My Secret Create Your Lashes kupiłam jakiś czas temu kiedy skończyła mi się moja ulubiona z Lovely. Skuszona dwustopniową szczoteczką i atrakcyjną ceną (15,49zł.) sięgnęłam po nią w Naturze. Pisałam już na blogu jej recenzję. Możecie przeczytać ją tutaj. Używa mi się jej naprawdę dobrze. Krótszymi włoskami szczoteczki maluję dolne rzęsy, dłuższymi - górne. Aplikator jest również silikonowy, jednak nie tak bardzo elastyczny jak w przypadku L'Oreala. Natomiast jego kształt jest dla mnie dużo bardziej wygodny przy malowaniu. Mascara również nie kruszy się w ciągu dnia i jest intensywnie czarna, chociaż nie aż tak jak jej poprzedniczka. Dodatkowy plus za to, że po nałożeniu tuszu na rzęsy nie są one sztywne, twarde - pozostają miękkie i elastyczne.


 
 

CO WYBRAĆ?
 
Przyznam szczerze, że w moim przypadku i jedna i druga mascara dobrze się sprawdza. Biorąc jednak pod uwagę cenę tych mascar to z pewnością wygrywa tusz My Secret, chociaż myślę, że od czasu do czasu można skusić się na coś droższego (tą kwestię musicie same rozważyć). Moim zdaniem jeśli masz dość małe oczy to szczotka Volume Million Lashes może być dla Ciebie niewygodna - lepiej będzie Ci malować tą od tuszu Create Your Lashes.
Jeśli interesuje Cię tylko mega czarny tusz - skuś się na tą droższą. Efekt, który osiągamy jest dość podobny, więc myślę, że wybór tuszu zależy tylko od Was :)
 
 

15:16

Rimmel Stay Blushed! Touch of berry 002

Rimmel Stay Blushed! Touch of berry 002

15:16

Rimmel Stay Blushed! Touch of berry 002

Kremowe róże kusiły mnie od dłuższego czasu. Ciągle mam chrapkę na paletę The Balm How 'Bout Them Apples', ale pomyślałam, że skoro nie wiem czy podpasuje mi ich konsystencja to szkoda wydawać ponad stówę na rzecz, której być może nie będę używała.
Postanowiłam spróbować nowych róży z Rimmela. Widziałyście go już w poprzednim poście. Z tej serii mam już podkład i bazę pod makijaż, więc pomyślałam, że róż może być całkiem fajny, bo całą kolekcję bardzo polubiłam. Wybrałam numerek 002, czyli bardzo przyjemny różowy odcień. Za tubkę o pojemności 14ml zapłaciłam 16,99zł.
Czytałam, że kremowe róże dają na policzkach lżejszy efekt, bardziej naturalny i świetlisty, a poza tym są bardziej trwałe od zwykłych prasowanych.
Róż testowałam przez kilka ostatnich bardzo upalnych dni. Nakładałam go rano, a on wieczorem wciąż był na policzkach! Rewelacja! Myślałam, że się wytrze, spłynie, a tu taka niespodzianka.
Sam kolor różu jest bardzo naturalny, subtelny, po roztarciu pozostawia mgiełkę koloru i to bardzo mi się podoba. Twarz wygląda świeżo i promieniście.
 Aplikacja jest bardzo łatwa i przyjemna, konsystencja różu pozwala na dobre roztarcie. Dodatkowym plusem jest śliczny zapach kosmetyku, który nie jest zbyt wyczuwalny później na skórze.

Dodam, że ja różne kremowe produkty lubię nakładać też na usta. Jeśli odcień danego produktu pozwala na noszenie go na ustach to niby dlaczego go tak nie stosować? ;) Jak się pewnie domyślacie róż z Rimmela również w końcu na nich wylądował. Tu akurat muszę przyznać, że trochę się zawiodłam... Róż nie daje totalnie żadnego koloru i waży się na ustach, nie da się go sensownie nałożyć. Zresztą jego zapach przeszkadza na ustach. Pod żadnym pozorem radzę się nie oblizywać ;)

Tak więc jako kremowy róż jest naprawdę bardzo dobry. Co do ust... hmmm... tutaj nie będę się wypowiadać, ponieważ nie takie jest jego zastosowanie. W swojej roli sprawdza się bardzo dobrze ;)
Teraz na poważnie mogę zacząć rozważać zakup palety The Balm :)









 

10:22

Kolorowe nowości w moim zbiorze

Kolorowe nowości w moim zbiorze

10:22

Kolorowe nowości w moim zbiorze

Zapraszam Was dziś na posta z zakupami kosmetycznymi, które poczyniłam na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy. Będzie naprawdę sporo kolorówki i wydaje mi się, że możecie podpatrzeć kilka perełek dla siebie ;) Jeśli skorzystacie to będzie mi bardzo miło. Ja osobiście tego rodzaju posty chyba lubię najbardziej, mam nadzieję, że Wy też ;)
Jeśli jesteście ciekawe co nowego u mnie - zapraszam dalej :D
 
Zacznę od produktów do ust. Tutaj nowościami jest błyszczyk firmy Celia z najnowszej serii Delice o numerze 16, typowy odcień nude, na ustach wygląda bardzo ładnie. Kolejne błyszczyki to firma My Secret i Sensique. Pierwszy z nich to ładny mocniejszy odcień, bardzo letni, drugi to zupełnie subtelny różowy kolor. Obydwa pięknie pachną, zresztą ten z Celii również ;) Oprócz błyszczyków wspomnę jeszcze o pomadce Baby Lips wersji Cherry Me, którą dostałam w prezencie od koleżanki. Jest bardzo fajna i subtelnie barwi usta.

 
Teraz makijaż twarzy. Totalnym niewypałem okazał się podkład Dermacol 24H w odcieniu 3, który zamówiłam przez przypadek (pomyliłam numerki przy składaniu zamówienia). Kolor tego podkładu jest wręcz pomarańczowy i strasznie nienaturalny. Nałożony na moją twarz solo nie ma racji bytu. No ale nic się nie zmarnuje ;) Po wymieszaniu z innym jasnym podkładem nawet daje radę. Za to puder prasowany z tej firmy jest rewelacyjny, ja mam w najjaśniejszym odcieniu. Na twarzy nie widać go zupełnie, matuje buzię na długo i dobrze gruntuje korektor pod oczami.

 
Produkt nad którym długo się zastanawiałam to podkład Bourjois 123 Perfect. Wahałam się, ponieważ jest to już droższy kosmetyk i nie wiedziałam czy się u mnie sprawdzi. Postanowiłam zaryzykować i przyznam, że się opłacało ;) Kupiłam odcień 51 Light Vanilla, chociaż na początku obawiałam się, że może być zbyt jasny. Bez potrzeby! Ten kolor jest idealny dla mnie. IDEALNY!!! Obecnie to mój ulubiony podkład, ale dłuższą recenzję jeszcze na pewno napiszę :D

 
Kolejną nowością jest matowy brązer MIYO,  bardzo fajny puder sypki z firmy Laval (bez miki w składzie), paleta na cztery róże z Inglota i jeden wkład.
Skusiłam się również na kremowy róż w tubce Rimmel Stay Blushed! w odcieniu Touch of Berry 002. Jest to bardzo fajny produkt, o którym w najbliższym czasie postaram się napisać nieco więcej :)

 
 
Ostatnia kategoria to oczy. Tutaj mam do pokazania sporo nowych cieni do powiek. Kupiłam paletkę cieni L'oreal w bardzo neutralnych odcieniach, bo takie przecież zawsze się przydadzą, skusiłam się też na srebrny cień Paese, który jest cudownie metaliczny. Niestety już mi upadł mi troszkę się pokruszył. Oprócz tego troszkę zmieniłam swoje palety z Inglota, jeśli chodzi o cienie, ponieważ dokupiłam cztery wkłady w odcieniach fioletu i różu (zarówno z Inglota jak i z Kobo) i dołożyłam je do palety z podobnymi odcieniami wyciągając niepasujące. Te natomiast zamieszkały w "czwóreczce" z Kobo, którą również kupiłam i tym samym stworzyły ładne zestawienie cieplejszych kolorków.


 
I to byłoby chyba wszystko. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam ;)
W najbliższym czasie chcę zamówić kilka rzeczy z firmy Make Up Revolution, bo kuszą mnie ogromnie, oprócz tego chcę kupić jeszcze farbki do twarzy Kryolan i jakiś fajny żel do brwi. Może macie coś sprawdzonego, co możecie mi polecić?
No i oczywiście czekam na nowe modele pędzli Glam Brush. Mam chrapkę na jeszcze kilka sztuk ;)
 
Jak widzicie - wydatków jak mrówków :D
 
Ciekawa jestem na co Wy polujecie obecnie. Podzielcie się w komentarzach swoimi planami. Może coś jeszcze wpadnie mi w oko i dopiszę do swojej listy ;)

10:58

Kurs wizażu I stopnia w Centrum Kreowania Wizerunku Aesthetic - podsumowanie

Kurs wizażu I stopnia w Centrum Kreowania Wizerunku Aesthetic - podsumowanie

10:58

Kurs wizażu I stopnia w Centrum Kreowania Wizerunku Aesthetic - podsumowanie

Czas na podsumowanie kursu, który udało mi się ukończyć pod koniec czerwca. Był on jednym z prezentów urodzinowych. Napiszę Wam dzisiaj co myślę na jego temat, jak wyglądały zajęcia i co na nich robiłam.
 
Sam kurs trwał 20 godzin, zajęcia odbywały się w weekendy od 9 do 14 w Centrum Kreowania Wizerunku Aesthetic w Lublinie. Moja grupa liczyła sześć dziewczyn + prowadząca.
 
W pierwszą sobotę omówiłyśmy poszczególne pędzle, kształty twarzy i ich modelowanie, wykonałyśmy dwa makijaże: no make up make up oraz makijaż wieczorowy z "V".
 
Niedziela była dniem, w którym ćwiczyłyśmy poznane w sobotę techniki. Oprócz tego miałyśmy wykonać makijaż z użyciem neonowych cieni oraz makijaż biznesowy.
 
Kolejna sobota była dniem analizy kolorystycznej. Każda z uczestniczek dowiedziała się jakim typem urody jest. Ja jestem szmaragdowym latem. Po dokonaniu analizy rozmawiałyśmy o wyposażeniu kufra wizażysty i o higienie pracy.
 
W niedzielę miałam możliwość zabrania swoich kosmetyków i pędzli oraz własnej modelki. Był to dzień egzaminu kończącego kurs. Początkowo ćwiczyłyśmy różne makijaże, o 12 rozpoczynał się makijaż egzaminacyjny. Musiałyśmy wykonać makijaż ślubny w ciągu godziny. Po egzaminie Magda podała nam jeszcze sporo przydatnych informacji na temat doboru fryzury i biżuterii do różnych kształtów twarzy.
 
Co dał mi ten kurs i co sądzę na jego temat?
 
Będę szczera. Na kursie poznałam dziewczyny, które z kolorówką nie mają na co dzień nic wspólnego. Ja natomiast w makijażowym światku tkwię już od ponad 1,5 roku i pewne rzeczy są dla mnie po prostu oczywiste. Spora część zajęć była dla mnie powtórką tego co doskonale już wiem: kształty pędzli, modelowanie twarzy, zastosowanie kosmetyków, techniki rozcierania. Wykonując makijaż na zajęciach robiłam to tak jak robię to zawsze. Mam swój wyćwiczony sposób, niekoniecznie używam pędzli zgodnie z ich przeznaczeniem, ale tak jak mi po prostu wygodnie. Pozostałe dziewczyny starały się odwzorować pracę Magdy, która prowadziła zajęcia - niekoniecznie z dobrym skutkiem. Chociaż wydaje mi się, że na pewno dowiedziały się wielu ciekawych rzeczy na tych zajęciach.
 
Jeżeli chodzi o kosmetyki których używałyśmy to mogę wymienić tu głównie firmę: Glazel, Kryolan oraz Flormar. Udało mi się poznać kilka ciekawych produktów, które z chęcią kupię i będę z nich korzystać. Wśród pędzli prym wiodła firma Maestro. Sama nie mam żadnego pędzla z tej akurat firmy i w sumie nie mogę ich jakoś obiektywnie ocenić, ponieważ były już bardzo zniszczone, niektóre drapiące, zabrudzone...
 
Cały kurs myślę, że mogę podsumować dosyć pozytywnie. Chociaż moim zdaniem więcej rzeczy nauczyłam się sama. Na pewno było to dla mnie nowe doświadczenie, ciekawa przygoda, którą zapamiętam. I dziś już wiem, że w przyszłości chcę pracować jako wizażystka. Zastanawiam się nawet nad roczną szkołą wizażu, ale to już po ukończeniu liceum, po maturze. Na razie wystarczy ten kurs ;)
 
Dajcie koniecznie znać czy Wy ukończyłyście jakieś kursy związane z wizażem i jakie szkoły w swoich miastach możecie polecić ;)
 
 
Copyright © majmejkap , Blogger