14:57
Ulubieńcy kwietnia i maja | Annabelle Minerals, Pierre Rene, Eveline, Lovely
W końcu pora na ulubieńców!! Bardzo się cieszę, bo naprawdę nie mogłam się doczekać, aby móc podzielić się swoimi hitami kosmetycznymi minionych dwóch miesięcy. W zeszłym miesiącu ulubieńców nie było, bo mój aparat postanowił się zepsuć, ale wszystko już jest w porządku i w końcu mogę zasiąść i napisać dla Was ten tekst. Od razu mówię, że rzeczy będzie sporo (no w końcu z dwóch miesięcy) i to zarówno z pielęgnacji jak i z kolorówki. Czytajcie, czytajcie do końca, bo naprawdę warto. Mam Wam do pokazania same perełki.
W kwestii pielęgnacji sporo się u mnie aktualnie dzieje. Swoją skórę myję pianką marki Pollena Eva, która jest zalecana dla skóry z zaczerwienieniami, czyli takiej jak moja. To naprawdę świetny produkt, który nie wysusza skóry i jest dla niej delikatny. Bardzo polecam tym bardziej, że jest to polska marka ;)
Kolejny produkt to jedna z nowości w ofercie marki Annabelle Minerals i jest to naturalny olejek wielofunkcyjny Stay Essential. Produkt, który stosuję zarówno na twarz, na końcówki włosów jak i na skórki wokół paznokci. W każdej roli świetnie się sprawdza. Pięknie pachnie, ma świetny skład i naprawdę nawilża skórę. Rano po przebudzeniu cera jest odżywiona i wiem, że dostała to czego było jej potrzeba. Ten produkt może być prawdziwym hitem marki Annabelle Minerals. Oczywiście ogromny plus za opakowanie z pompką - bardzo ułatwia stosowanie olejku.
Kolejne dwa produkty to maska i peeling enzymatyczny firmy Tołpa. Jak widzicie peeling jest już na wykończeniu, a to tylko świadczy o tym jak bardzo lubię ten produkt. Rewelacyjnie złuszcza naskórek i odświeża skórę. Wystarczy go nałożyć na skórę, a resztę robi on sam. Szczypie dość mocno, ale dla mnie jest to tylko dowód na to, że on faktycznie działa. Stosuję go dwa razy w tygodniu i po niecałych dwóch miesiącach widzę różnicę w stanie mojej cery. Nie ma wyprysków, pory są oczyszczone, a skóra jest gładziutka.
Ten peeling w duecie z maską rewelacyjnie działa. Maska naprawdę głęboko oczyszcza pory i delikatnie ściąga skórę. Uwielbiam używać jej przed większymi wyjściami, bo działa ona kompleksowo. Dość szybko wysycha na skórze i nie jest aż tak problematyczna do zmycia jak np. maseczki Ziaji.
Pielęgnacja włosów u mnie to ostatnio powrót do masek Nivea i obecnie stosuję tą do włosów suchych i łamliwych. Pięknie pachnie, świetnie działa na skręt moich loków. No i nie muszę jej trzymać na włosach przez pół godziny. Nakładam, masuję dokładnie dłońmi i po chwili zmywam ;)
Ale żeby nie było nudno to do tej maski dodaję kilka kropli różowej płukanki Cameleo marki Delia i w ten sposób otrzymuję mniej lub bardziej różowe włosy.
Ten peeling w duecie z maską rewelacyjnie działa. Maska naprawdę głęboko oczyszcza pory i delikatnie ściąga skórę. Uwielbiam używać jej przed większymi wyjściami, bo działa ona kompleksowo. Dość szybko wysycha na skórze i nie jest aż tak problematyczna do zmycia jak np. maseczki Ziaji.
Pielęgnacja włosów u mnie to ostatnio powrót do masek Nivea i obecnie stosuję tą do włosów suchych i łamliwych. Pięknie pachnie, świetnie działa na skręt moich loków. No i nie muszę jej trzymać na włosach przez pół godziny. Nakładam, masuję dokładnie dłońmi i po chwili zmywam ;)
Ale żeby nie było nudno to do tej maski dodaję kilka kropli różowej płukanki Cameleo marki Delia i w ten sposób otrzymuję mniej lub bardziej różowe włosy.
Patrzę na stos kolorówki przede mną i myślę, że zacznę od bazy. Moim odkryciem i ulubieńcem od pierwszego użycia jest Liquid Primer marki Pierre Rene. Dostałam go podczas konferencji Meet Beauty i przyznam, że podchodziłam do niego sceptycznie, bo ciężko było mi sobie wyobrazić nakładanie olejku pod podkład. Jak się okazuje to przekonanie było błędne, bo baza okazała się fenomenalna. Ma faktycznie olejkową konsystencję, ale po nałożeniu na skórę nie jest tłusty. Przypomina taki suchy olejek (trochę paradoks, ale uwierzcie na słowo). I co ta baza robi? Poza tym, że wygładza lekko skórę to sprawia, że każdy podkład wygląda na niej świeżo i bardzo naturalnie. Dodaje makijażowi takiego naturalnego blasku. Sama byłam zdziwiona, ale mając ten olejek pod makijażem otrzymałam komplement od starszej pani, że mam śliczny makijaż, że jest taki świeży! Aktualnie jestem mniej więcej w połowie opakowania i naprawdę dobrze mi służy.
Podkład, który jest moim ulubieńcem i również nowością w mojej szufladzie to Eveline Liquid Control. Kupiłam go podczas ostatniej promocji w Rossmannie i jestem nim zachwycona! Po pierwsze plus za sporą gamę kolorystyczną i ładne odcienie dopasowane do Polek. Po drugie świetne krycie przy zachowaniu ultralekkiej formuły. Podkład jest niezwykle płynny i naprawdę niewyczuwalny na skórze. Bardzo mi się podoba jego wykończenie na skórze. Więcej napiszę Wam o nim w oddzielnym wpisie ;)
Największym hitem tego zestawienia jest z pewnością korektor Lovely Liquid Camouflage. Aż ciężko uwierzyć, że tak tania, drogeryjna marka stworzyła tak genialny produkt. Uwielbiam go do tego stopnia, że wykończyłam jedno opakowanie i teraz usilnie próbuję zaopatrzyć się w kolejne, ale niestety nigdzie nie mogę do dostać. Pisałam o nim już na blogu (tutaj!).
Puder, który super mi się sprawdza to sypaniec w wersji Mineral od Lovely. Dobrze matowi skórę i jest naprawdę bardzo wydajny. Podoba mi się jego wykończenie na skórze i to jak świetnie współgra z cerą. Po spracowaniu się ze skórą nie jest już płaskim matowym pudrem. Jedyny minus jaki zauważam to jego przeokrutnie słodki zapach i smak, który podczas aplikacji dostaje się do nosa i ust. Mnie osobiście straszliwie to drażni...
Możemy śmiało stwierdzić, że lato mamy już w pełni ;) Pogoda naprawdę dopisuje, a ja letnich miesięcy nie wyobrażam sobie bez brązera i rozświetlenia. W tej kategorii mam do pokazania dwa produkty. Pierwszy z nich to Butter Bronzer marki Physicans Formula (która niestety zostaje wycofana z Douglasa...). Ten brązer jest fantastyczny! Ma piękny lekko ciepły odcień, który idealnie wygląda na skórze tworząc efekt naturalnej opalenizny. Jego wykończenie jest satynowe, co mam wrażenie, że ostatnio jest dość pożądane. Dodatkowo jego odcień jest dość jasny, więc jeśli macie bladą karnację to na pewno się u Was sprawdzi. A i jeśli lubicie zapach kokosa, bo on pachnie nim mega intensywnie ;)
Moje konturowanie dopełnia czekoladowe duo MUR Bronze & Glow. Oba produkty świetnie mi się sprawdzają. Brązer jest jasnym, dość neutralnym odcieniem, a rozświetlacz to piękne szampańskie złotko. Oba bardzo dobrze wyglądają na skórze i dobrze się rozcierają, nie tworząc plam. Takie duo to świetna opcja na podróż - jest małe i bardzo poręczne.
Mój makijaż oka to ostatnio dość proste cieniowanie w ciepłej tonacji i jakaś błyskotka na środku powieki. Jakoś tak się poskładało, że ostatnio praktycznie codziennie sięgam po paletę cieni IMAGIC, którą kupiłam na Aliexpress. Mimo, że mam do niej pewne zastrzeżenia to naprawdę przyjemnie mi się jej używa i przy jej pomocy powstają ładne makijaże ;) Ona również doczekała się oddzielnej recenzji, którą możecie przeczytać tutaj.
Mówiąc o błyskotkach na oczach, myślę, że w 90% moich makijaży w ostatnim czasie sięgałam po rozświetlacz Top Shop Chameleon Highlighter w odcieniu Mother of Pearl. Ten produkt jest unikatem w mojej kolekcji i uwielbiam go używać. Mieni się przepięknie milionem drobinek i jest naprawdę wielowymiarowy. O nim również pisałam na blogu już jakiś czas temu, więc odsyłam Was do tego wpisu. Jeśli macie dostęp do kosmetyków marki Top Shop to z pewnością warto go kupić.
Do takich błyskotek na oku najlepiej sprawdza mi się Glitter Primer z Nyxa. Używam go zawsze pod wszelkie pigmenty i jeszcze nigdy mnie ten produkt nie zawiódł.
I jeszcze mam Wam do pokazania tusz do rzęs dla którego porzuciłam swojego ulubieńca L'oreal VML So Couture. To tani tusz Eveline Volume Celebrites. Kupiłam go podczas promocji w Rossmannie i pokochałam. Ma silikonową szczoteczkę, jest bardzo czarny i daje cudowny efekt na rzęsach.
Na koniec oczywiście produkty do ust i mam do pokazania trzy różne pomadki. Po pierwsze matowa pomadka Golden Rose numer 18, czyli piękna, chłodna czerwień, która zawsze dopełnia mój makijaż kiedy mam sobie koszulkę Levisa ;) Moim przyjaciółkom również bardzo spodobał się ten kolor ;)
Druga pomadka to Wet n Wild w odcieniu Rebel Rose - coś bardziej zgaszonego i mniej rzucającego się w oczy. Ten kolor jest jednym z moich najbardziej ulubionych i bardzo często mam ją na ustach.
I ostatnia pomadka to klasyczna szminka marki Kobo 506 Timeless Beauty o matowym wykończeniu. Bardzo się z nią polubiłam, bo jest to śliczny, lekko ciepły odcień nude i pasuje na wiele okazji. No i to lustrzane, zamykane na magnes opakowanko!
I to już wszystko! Uff, było tego naprawdę sporo ;) Dajcie znać czy dobrnęłyście go końca i co wpadło Wam w oko. No i klasycznie czekam na Wasze hity w komentarzach :)