15:46

Wieczorny rytuał pielęgnacyjny | Moje hity | Nylonowa rękawiczka, peeling enzymatyczny i krem pod oczy

Wieczorny rytuał pielęgnacyjny | Moje hity | Nylonowa rękawiczka, peeling enzymatyczny i krem pod oczy

15:46

Wieczorny rytuał pielęgnacyjny | Moje hity | Nylonowa rękawiczka, peeling enzymatyczny i krem pod oczy

W ostatnim czasie zgłębiłam temat pielęgnacji twarzy i naprawdę mocno się w to wkręciłem. W końcu udało mi się stworzyć prawdziwy wieczorny rytuał pielęgnacyjny, który moja skóra polubiła i odwdzięcza się nieskazitelnym wyglądem. Chciałabym przeprowadzić Was przez moją wieczorną rutynę pielęgnacyjną i pokazać Wam jak od kilku tygodni dbam o swoją cerę.

Pierwszym krokiem jest wstępne zmycie makijażu płynem micelarny. Tutaj od lat nic się nie zmienia, wciąż jest to różowy Garnier. Potem sięgam po olejek ze słodkich migdałów i dokładnie rozprowadzam go po całej twarzy i masuje nim skórę, rozpuszczając tym samym resztkę makijażu jaka została na skórze. Potem moczę czysty ręcznik w gorącej wodzie i przykładam go do twarzy. Tym ciepłym ręcznikiem ściągam z buzi olej razem ze wszystkimi zanieczyszczeniami.


Makijaż jest wtedy całkowicie zmyty. Teraz pora na umycie twarzy. W tym celu używam żelu Soraya Plante, który bardzo ładnie się pieni i skutecznie oczyszcza skórę. W duecie z tym żelem używam na zmianę ze szczoteczką soniczną z Aliexpress, nylonowej rękawiczki i właśnie przy jej pomocy myję i delikatnie peelinguję swoją twarz.


Powiem Wam, że ta rękawiczka okazała się prawdziwym hitem! Jest bardzo tania i super działa. Skóra jest po niej tak miękka jak aksamit. Po umyciu delikatnie osuszam buzię ręcznikiem i przechodzę do toniku. Wykańczam właśnie kolejne opakowanie toniku Pixi i teraz po dwóch małych buteleczkach wiem, że kupię jego duże opakowanie. Ten tonik super działa na skórę. Rozświetla ją, lekko złuszcza, odświeża, nie pozwala rozwijać się stanom zapalnym i przyspiesza znikanie wyprysków. Rewelacyjnie przygotowuje skórę na nałożenie dalszej pielęgnacji. Zdecydowanie mój obecny pielęgnacyjny must have.


Dwa razy w tygodniu albo bezpośrednio przed jakimś większym wyjściem używam także enzymatycznego peelingu z Tołpy, który ubóstwiam i polecam każdej z Was. Złuszcza, ale nie podrażnia. Podczas kiedy mamy go na twarzy piecze, ale to tylko dowód na to, że działa! Moja skóra bardzo dobrze reaguje na takie regularne używanie tego peelingu, ale też używanie nylonowej rękawiczki czy szczoteczki sonicznej.


Kiedy skóra jest już kompletnie oczyszczona mogę sięgnąć po krem. I w tym momencie używam dwóch kremów z jednej marki, którą poznałam dzięki mojej siostrze i przepadłam tak samo jak ona ;) Ta firma to Lullalove i seria Hello Beauty. Do twarzy używam migdałowego kremu, natomiast pod oczy kremu rewitalizującego. Oba mnie zachwyciły, zużycie w słoiczkach mam już naprawdę spore.


Krem do twarzy jest bardzo mocno nawilżający i świetnie regeneruje skórę w trakcie snu. Krem pod oczy zauroczył mnie mega gęstą formułą - przypomina trochę maskę pod oczy. Jego działanie jest rewelacyjne i przyznam, że chyba właśnie znalazłam najlepszy krem pod oczy :)

Po aplikacji obu kremów moja wieczorna pielęgnacja kończy się ;)

Dajcie znać jak to wygląda u Was i jakich produktów używacie :)

16:56

Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette | Powtórka sukcesu sprzed dwóch lat? | Obszerna recenzja + swatche

Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette | Powtórka sukcesu sprzed dwóch lat? | Obszerna recenzja + swatche

16:56

Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette | Powtórka sukcesu sprzed dwóch lat? | Obszerna recenzja + swatche

Markę Nabla znam odkąd jeszcze nikt o niej nie mówił, a ich pierwsze pojedyncze cienie pojawiły się w drogerii Ekobieca. Wtedy już czułam, że to będzie rewelacyjna firma. Tak się stało, kosmetyki Nabli podbijają kosmetyczny świat i ja także za nimi szaleję. 

Jak tylko dowiedziałam się, że pojawi się druga edycja znanej wszystkim palety Dreamy wiedziałam, że ją kupię. Pierwsza wersja palety jest jedną z moich najukochańszych palet w całej kolekcji, więc naprawdę nie mogłam odpuścić. I tak naprawdę wiedziałam, że Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette wyrwie mnie z butów, ale przysięgam, że nie wiedziałam, że aż tak!! 


TA PALETKA JEST DZIEŁEM SZTUKI! Już pomijam, że bardzo lubię wszystkie takie galaktyczne sprawki, gwiazdki, kosmos, jakieś kamyczki itd. TA PALETA MA KOSMICZNIE PIĘKNE OPAKOWANIE! Nie jestem w stanie oddać jej piękna na zdjęciach, ale słuchajcie jest maxymalnie dopieszczona. Każdy najmniejszy szczegół jest właśnie taki jaki powinien być. Piękne tłoczenia, błyszczące kamienie i te holo elementy jakby zatopione w środku opakowania. No KOSMOS!



Wymiar jest identyczny jak w przypadku wersji pierwszej, z tym, że paletka przychodzi do nas opakowana w kartonik, a nie w kartonowy rękawek.

Producent nazwał tą paletę jako EYESHADOW AND PRESSED PIGMENT PALETTE, czyli formuła cieni jest nieco inna. I to widać na pierwszy rzut oka - przynajmniej po cieniach błyszczących. One są jakby mniej sprasowane, mniej zbite. Po przyłożeniu pędzelka do matów również czuje się różnicę, ponieważ cienie są lotne i sypią się mocniej od standardowych. No, ale to są właśnie pigmenty i taka jest ich charakterystyka.


Pigmentacja wszystkich cieni jest nieziemska, ale po marce można się było tego spodziewać. Bardzo podoba mi się praca z cieniami. Maty da się stopniowo budować i rozcierają się niesamowicie łatwo. Nawet te ciemne są bardzo wdzięczne i nie robią plam. I tutaj pierwsze zaskoczenie, bo wśród 5 matów w palecie dwa z nich mają lateksowe wykończenie. W palecie wyglądają na takie lekko błyszczące, a po aplikacji wyglądają na mokre, matowe cienie. Mają w sobie troszkę drobinek, ale to nie przekreśla ich matowego wykończenia. To naprawdę coś bardzo nietypowego. 
W kwestii błysków to mamy tutaj typowe cienie foliowe, śliskie pod palcem, które są idealnie gładko zmielone, ale też także zmielone grubiej dające błyszcząco-brokatowe wykończenie.



To zestawienie kolorów sprawia, że jest to paleta absolutnie samowystarczalna. Mamy przede wszystkim klasyczny matowy beż. Mamy średni odcień brązu, błyszczące złota, ale też ciemniejsze kolory, które będą przydatne do intensyfikacji cieniowania. 

Teraz przejdę do pokazania Wam wszystkich kolorów, ale też chcę je możliwie najlepiej opisać i wskazać ich wykończenia ;)

PANTHEON - klasyczny matowy beż, dość jasny o lekko waniliowym zabarwieniu;
REM - prasowany pigment, granatowa półprzejrzysta matowa baza z milionem granatowych i srebrnych drobinek;
NEW PAST - klasyczny matowy ciemny ciepły brąz, niezwykle głęboki i szlachetny;
ONIRIC - foliowy cień w kolorze starego złota, miękki i szalenie intensywny;
LIBETINE - prasowany pigment w odcieniu złota, daje foliowo-brokatowe wykończenie (jeden z moich faworytów w tej palecie);
LUCID DREAM - foliowy cień, transparentna baza z milionem złotych drobinek, według mnie to taki topper na inne cienie lub do stosowania solo w celu rozświetlenia powieki;
AMARCORD - foliowy cień w kolorze miedzi, cudownie mieni się dzięki złotym drobinkom (mój kolejny ulubieniec);
MIRABILLA - foliowo-błyszczący cień, w fioletowej bazie zatopione złote i fioletowe drobinki;
DIONYSUS - pierwszy z lateksowych matów w palecie, cudowny wiśniowy kolor;
DEJA VU - klasyczny matowy cień, średni odcień brązu idealny jako cień transferowy;
HIDDEN PLACE - foliowy cień, dość ciężki do opisania, mamy tutaj ciemną brązową bazę i różowe, fioletowe i złote drobinki;
OFFLINE - drugi lateksowy matowy cień w tej palecie, w opakowaniu wygląda niemal na czarny, a tak naprawdę jest to bardzo intensywny bakłażanowy odcień



Jestem zachwycona jakością i kolorystyką tej palety. Jest rewelacyjna i na pewno często będzie u mnie w użyciu. Niezwykła jest formuła tych lateksowych cieni i uważam, że powinnyście je przetestować. Kupicie ją w wielu internetowych drogeriach, ale też online w Sephorze, a tam często są zniżki, więc wtedy warto ją upolować.

18:38

Anastasia Beverly Hills Lip Set UNDRESSED | HIT czy WIELKIE ROZCZAROWANIE?

Anastasia Beverly Hills Lip Set UNDRESSED | HIT czy WIELKIE ROZCZAROWANIE?

18:38

Anastasia Beverly Hills Lip Set UNDRESSED | HIT czy WIELKIE ROZCZAROWANIE?

Anastasia Beverly Hills - marka legenda. Komu nie przychodzą na myśl idealne brwi słysząc jej nazwę. Faktycznie jest to firma słynąca z bogatej gamy kosmetyków do brwi, ale nie tylko. Możemy tak naprawdę skompletować pełen wachlarz produktów właśnie z tej marki. Od palet cieni, pomady do brwi i kredki, przez podkłady, pudry, róże i rozświetlacze aż po pomadki i brokaty. 

Tak się złożyło, że w tym roku Mikołaj przyniósł mi zestaw limitowanych odcieni pomadek właśnie z tej firmy. Nie powiem, wzdychałam do niego od kiedy pojawił się na stronie Sephory. Cena była co prawda wysoka, ale w stosunku do zakupu pojedynczej pomadki bardzo konkurencyjna.


Zestaw wizualnie prezentuje się bardzo ładnie. Pomadki są zapakowanie w kartonik i każdy kolor jest bardzo dobrze widoczny. Poza kartonikiem jest jeszcze plastikowe przezroczyste opakowanie. Dbałość o detale na najwyższym poziomie.

Od lat unikam pisania na temat kosmetyków nie wartych uwagi i dzisiaj w gruncie rzeczy będzie raczej gorzko niż słodko, chociaż coś dobrego też napiszę.


Bardzo podoba mi się konsystencja tych pomadek. Są idealnie kremowe, ale nie za płynne i przez to bardzo wygodnie się nimi maluje. Trzy pomadki są matowe, jedna jest metaliczna, a ostatni produkt to błyszczyk. Matowe kryją w pełni, dobrze rozkładają się na ustach, metaliczna natomiast tworzy prześwity i bardzo ciężko osiągnąć pożądany efekt.


PEACHY - jest przepięknym brzoskwiniowym odcieniem, który chcąc nie chcąc będzie sprawiał, że zęby staną się optycznie bardziej żółte. Jeśli jednak szukacie idealnej brzoskwiniowej pomadki to ta pomadka jest idealna.

SAND - jest ciepłym beżowym nudziakiem. Baaaardzo lubię nosić takie kolory na swoich ustach, ponieważ nie są wymagające i pasują do dziennego makijażu zawsze. 

ON MUTE - jest ciemnym brudnym różem pomieszanym z brązem. Po zastygnięciu jest zdecydowanie ciemniejszy niż w opakowaniu.

BEAMING - jest metaliczną pomadką. O ile jej odcień widzę w formie cienia na powiece, tak zupełnie nie podoba mi się na ustach. To taki łososiowy metaliczny odcień. Trochę tandetnie wygląda na ustach. Do tej pory jakoś nie udało mi się go fajnie wpasować w żaden mój makijaż.

SUMMER VIBES - błyszczyk na transparentnej bazie z zatopionymi złotymi i różowymi drobinkami. Wygląda na ustach bardzo ładnie, ale po złączeniu warg te drobinki są lekko wyczuwalne. Wydaje mi się, że nie o to chodzi w błyszczykach - to nie Lovely za 10 zł...



Jakbym miała podsumować ten zestaw to tak: jest poprawny. Pytanie tylko czy za taką cenę ta poprawność jest wystarczająca? Dla mnie zdecydowanie nie. Wolałabym kupić cztery matowe pomadki Nabla i błyszczyk Fenty lub Huda Beauty.

Tak naprawdę spośród całej piątki urzekł mnie jedynie odcień Peachy i Sand. Reszta jest totalnie od czapy. Dodatkowo biorąc pod uwagę ich beznadziejną trwałość i to jak brzydko schodzą z ust, to już wychodzi niezły koszmar. Szczerze mówiąc matowe pomadki z Golden Rose biją je pod tym względem na głowę, a kosztują ponad 100 zł mniej... No niestety, taka prawda. Chciałabym żeby było inaczej.

Oczywiście będę ich używać i nie skreślam ich całkowicie. Chciałam jednak żebyście wiedziały, że można kupić znacznie lepsze produkty w dodatku w niższej cenie ;))

15:28

Makijaż studniówkowy | Intensywny makijaż ze złotem | Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette

Makijaż studniówkowy | Intensywny makijaż ze złotem | Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette

15:28

Makijaż studniówkowy | Intensywny makijaż ze złotem | Paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette

Sezon studniówkowy trwa i pewnie wiele z Was szuka inspiracji makijażowych na tą okazję. Ja w tym roku postanowiłam przygotować dwie propozycje takiego makijażu. Dzisiejsza jest tą zdecydowanie mocniejszą, druga będzie delikatniejsza i pokażę ją Wam niedługo. A dzisiaj coś mocnego, czyli ciemne oko, ale utrzymane w dość neutralnej kolorystyce. Odrobina złota na środku powieki, nie ma tutaj kreski, dolna powieka też jest mroczna z czarną linią wodną. 

Praktycznie cały makijaż opiera się na najnowszej palecie Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette, jedynie wewnętrzny kącik to cień z paletki Nabla Dreamy. O tym jak mi się z nią pracowało i co o niej sądzę napiszę niebawem, ponieważ to było jej pierwsze użycie. Jak tylko porządnie ją przetestuje pojawi się na blogu recenzja ;) 





Kosmetyki użyte do wykonania tego makijażu:

TWARZ:
*podkład Catrice HD Liquid Coverage odcień 010
*korektor Lovely Liquid Camouflage odcień 01
*puder Air Spun Translucent
*brązer Kobo Sunny Splendor odcień  Copacabana Beach
*rozświetlacz Paese Wonderglow

OCZY:
*baza pod cienie NYX Gotcha Covered odcień Ivory
*korektor mineralny Kobo odcień 2
*paleta Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette
*paleta Nabla Dreamy
*klej do brokatu NYX Glitter Primer
*kredka do brwi Wibo Feather Brow Creator odcień Soft Brown
*żel do brwi Golden Rose
*macara Too Faced Damn Girl!\
*rzęsy Ardell Demi Black
*klej do rzęs Arell Lash Grip

USTA:
*Nabla Dreamy Creamy Liquid Lipstick odcień Hedonist

10:34

Ulubieńcy roku 2019 - makijaż | Same hity!!

Ulubieńcy roku 2019 - makijaż | Same hity!!

10:34

Ulubieńcy roku 2019 - makijaż | Same hity!!

No to witam w nowym roku! Szałowo, co?! ;) Mam nadzieję, że jesteście gotowi na wszystkie wyzwania jakie przyniesie ze sobą 2020. Ale żeby móc rozpocząć kolejne 12 miesięcy bez wyrzutów sumienia to musimy podsumować minione 365 dni ;)) Z wielką przyjemnością zapraszam Was zatem na moich makijażowych ulubieńców roku 2019!

Tym razem jednak nie będę pokazywała produktów z każdej kategorii po kolei tylko pokażę te, które wyrwały mnie z butów i poleciałam w kosmos dzięki nim. Będzie to zatem czysta esencja makijażowa roku 2019.

Pierwszym produktem, który koniecznie musicie sobie kupić jest baza pod makijaż Paese Hydro Base Under Makeup. Ten produkt rozwalił system. Robi wszystko czego oczekuję od dobrej bazy pod makijaż. Po pierwsze ma formę lekkiego kremo-żelu, po drugie świetnie nawilża skórę, szybko się wchłania i sprawia, że każdy nałożony podkład zyskuje naturalności w swoim wykończeniu. Makijaż na tej bazie wygląda niezwykle lekko i świeżo przez cały dzień. Oprócz tego baza nie zapycha skóry i pięknie pachnie. Jej aplikacja jest dla mnie jest idealnym przejściem od pielęgnacji do makijażu.


Hitem okazał się także korektor Sensique High Coverage, który wypada praktycznie identycznie jak MUFE Full Cover. W moim odczuciu jest od niego nawet lepszy jeśli chodzi o konsystencję. To bardzo mocno kryjący, zastygający korektor. Oprócz przykrywania cieni czy przebarwień idealnie sprawdza się w roli bazy pod cienie. W ciągu tego roku zużyłam 3 opakowania tego korektora, więc o czymś to świadczy. Bardzo mocno go Wam polecam, tym bardziej, że kosztuje coś koło 12-15 zł.

Na tle wszystkich pudrów jakich używałam w minionym roku bardzo mocno wybił się puder wypiekany Golden Rose z serii Nude Look. Cała ta kolekcja odbiła się ogromnym echem w świecie beauty, a mi do gustu przypadł najbardziej właśnie ten puder. Używam go jako wykończeniowa warstwa makijażu. Nakładam go dużym pędzlem na boki twarzy, a wtedy buzia nabiera takiego pięknego blasku i naturalności. Brakowało mi takiego pudru na rynku.

Brązerem, który absolutnie zawojował tym rokiem był Physicans Formula Butter Bronzer. Rewelacyjny brązer dający mega efekt na skórze. Twarz wygląda zdrowo, promiennie. On jest tak masełkowy i tak przyjemny w pracy, że szok. Rozciera się pięknie i łączy z całym makeupem. Nie plam ani odcięć jest za to piękna opalona buźka. To typowy brązer do opalania, a ja pokochałam taki efekt w 2019 roku! 


Pokochałam również brązer My Secret Tropical Kiss, o którym już Wam na blogu pisałam. Poleciłam go wielu z Was i w wiadomości zwrotnej same ochy i achy, także naprawdę warto go mieć. Jest to cudowny brązer w odcieniu mlecznej czekolady, rozciera się jak marzenie i wygląda bosko na skórze.

W kwestii rozświetlaczy ciężko było mi się zdecydować, ale w końcu wybrałam dwa, które zasługują na uwagę i w tym roku mnie zachwyciły. Po pierwsze Paese i ich kultowy już Wonderglow. To jest po prostu przepiękny rozświetlacz. Bardzo intensywny, mokry, bez grama drobinek -  czysta tafla. Dla mnie to taki rozświetlacz na większe wyjście, bardziej wieczorowy niż dzienny, aczkolwiek przeeepiękny!!


Drugim ulubionym rozświetlaczem. który pojawił się na rynku pod koniec roku jest Magic Glow z Revolution Pro powstałym we współpracy z Natalią Siwiec. Uwielbiam go i teraz ciągle używam. Moja mama również go sobie kupiła, ponieważ bardzo się jej spodobał. Daje identyczny efekt jak Princess Dream z My Secret. Szampańska tafla!

Największym odkryciem roku 2019 okazały się TURBO PIGMENTY z Glamshopu. Tak, jakoś na wiosnę kupiłam kilka pierwszych kolorów, a dzisiaj mam już całkiem pokaźną kolekcję! I wciąż ją poszerzam, bo one są po prostu boskie. Dają efekt wow, przenoszą makijaż na wyższy poziom. Mnogość kolorów i wykończeń powoduje oczopląs, naprawdę jest z czego wybierać. Uważam, że można ich używać nawet na co dzień, wystarczy użyć pod nie kleju pod pigmenty. Jeżeli jakimś cudem ich nie ma macie to koniecznie zachęcam Was do zakupu - gwarantuję, że się zakochacie :))


I ostatnim ulubieńcem roku 2019 jest eyeliner w pisaku Wibo x Katosu Stellar Moon Triton, który odczarował u mnie przeświadczenie, że eyelinery w pisaku nie są trwałe i się rozmazują. Słuchajcie nie dość, że malowanie nim kresek trwa dosłownie chwilę to są one mega intensywnie czarne. W ciągu dnia totalnie nic się z nim nie dzieje, nie ściera się ani nie kruszy. Spodobał mi się do tego stopnia, że zrobiłam sobie zapas. Jest to edycja limitowana, ale jeszcze można go kupić i naprawdę polecam Wam się nim zainteresować ;)


I tak właśnie wygląda podsumowanie roku 2019 u mnie. Te produkty, które dzisiaj Wam pokazałam są dla mnie absolutnymi hitami i na pewno będę ich używała w tym roku. Ciekawa jestem jacy są Wasi ulubieńcy i co ciekawego w tym roku udało się Wam odkryć.

Czekam na polecenia produktów od Was. Może na coś mnie skusicie ;))

15:26

Podsumowanie grudniowego projektu denko | Projekt denko - kolorówka | Mini recenzje

Podsumowanie grudniowego projektu denko | Projekt denko - kolorówka | Mini recenzje

15:26

Podsumowanie grudniowego projektu denko | Projekt denko - kolorówka | Mini recenzje

Wydaje mi się, że w jednym z ostatnich wpisów dałam Wam znać, że w grudniu stawiam na wykończenie resztek  moich kosmetyków do makijażu. Przeprowadziłam sobie właśnie taki miesięczny projekt denko i jestem ogromnie zadowolona z efektów ;) Udało mi się wykończyć aż 14 produktów do makijażu. I oczywiście to nie były pełne produkty, tylko takie mocno zużyte, czekające po prostu na wyzerowanie. Wszystkie te kosmetyki włożyłam do pudełka i w grudniu korzystałam tylko i wyłącznie z nich. Dzisiaj oprócz tego, że pokażę Wam co takiego udało mi się zużyć, postaram się też napisać kilka słów o każdym produkcie.

Najpierw pokażę bazy pod makijaż, ponieważ zdenkowałam aż dwa takie produkty. I jeśli mam być szczera to nie do końca się z nimi polubiłam. Pierwsza baza to AA Hydro Baza Fresh, czyli coś lekkiego i nawilżającego. Dla mnie ta baza nie robiła nic szczególnego. Makijaż z nią czy bez wyglądał tak samo. Cieszę się, że już jej nie mam i na pewno do niej nie wrócę. 

Druga baza to takie maleństwo z Wibo z limitowanej edycji. Okropnie lepiąca się, rozświetlająca baza. Faktycznie rozświetla bardzo mocno, ale podobny efekt osiągnęłabym smarując się miodem :D Dodatkowo po używaniu jej moja twarz odpowiadała wypryskami, czyli ewidentnie nie jest to produkt dla mnie.

W denku znajduje się także kremowy rozświetlacz Becca w odcieniu Moonstone. I jest to mój ogromny ulubieniec do tworzenia efektu pięknej, świetlistej skóry. Daje bardzo naturalny efekt i rewelacyjnie sprawdza mi się w makijażach ślubnych i do subtelnego rozświetlania dekoltów. Na pewno jest to kosmetyk do którego wrócę i tym razem sięgnę już po pełnowymiarową wersję :)

Kolejny produkt to dwustronny sztyft Cashmere Contouring do konturowania na mokro właśnie. Uwielbiałam tą ciemniejszą stronę! Nie dość, że ładny odcień to jeszcze super plastyczny produkt, który rewelacyjnie się blenduje. Efekt na skórze był bardzo naturalny! 

Wykorzystałam calutki podkład Lovely Camouflage Foundation i naprawdę bardzo się polubiliśmy. Bardzo kremowy, ma dobre krycie i ładne kolory. Rewelacyjna opcja z drogerii na co dzień. Polecam go szczególnie osobom z cerą suchą ;)

Kolejne puste opakowanie to korektor Kobo Creamy Camouflage, który odkryłam w sumie na nowo i również jest to produkt, który kupię ponownie. Zachwycił mnie swoją lekką, plastyczną formułą, która lekko zastyga. Ma mocne krycie i idealnie łączy się z podkładem. Idealnie sprawdza się pod oczami, ale też jako rozświetlenie środka twarzy.


Zużyłam puder Lovely Cooking Time, który naprawdę bardzo lubię. Nie raz go tutaj na blogu pokazywałam, zarówno w zakupach, jak i ulubieńcach. Jest sypki, ma jasny żółciutki kolor i super się sprawdza się zarówno do pudrowania twarzy pędzlem jak i do bakingu.

Mam też dwa pudry pod oczy, które udało mi się zużyć. Jeden to Hean Lightening Secret Eye Powder, o którym był osobny wpis. Drugi to Kobo, który nie doczekał się swojej recenzji. Jest w porządku, zdecydowanie bardziej matowy od Hean. Ja raczej stałą fanką takich pudrów nie zostanę, ponieważ dają flashback na zdjęciach, a wygładzenia nie potrzebuję ;))


Wykorzystałam również dwa cienie do powiek, które u mnie były rozświetlaczami i to takimi, że blask widać było z kosmosu. Jeżeli szukacie czegoś na maxa intensywnego, a co będzie miało niewielkie opakowanko to polecam oba cienie. Jeden to Hean Treasure Foil Metallic 918 Evening Flash, drugi to Sensique Top Color Eyeshadow 232 Champagne Gold. 

Po ponad roku skończył mi się klej do brokatu Nyx Glitter Primer. Oczywiście już mam nowe opakowanie, ponieważ nie wyobrażam sobie bez niego swoich makijaży. Najlepszy w swojej kategorii i naprawdę niezastąpiony produkt. Uwielbiam i wiem, że wiele z Was również go ma i bardzo lubi! ;) 

Na tyle ile było to możliwe wykorzystałam cień Stila Glitter & Glow w odcieniu Sunset Cove. Był to bardzo ładny, nieziemsko błyszczący i wielowymiarowy cień. To co mi z niego zostało to wyschnięty już na wiór produkt, którego nie można w żaden sposób nałożyć na powiekę. Jeśli kiedyś jeszcze będę miała okazję go kupić to na pewno to zrobię.

I ostatni produkt, który zużyłam to żel do brwi Golden Rose, czyli mój wieloletni ulubieniec. Najmocniejszy, super łatwo dostępny i tani. Kolejne opakowanie już jest w użyciu. W tym roku planuję przetestować ten nowy żel z My Secret oraz żel z Benefitu.


I to wszystko co chciałam Wam pokazać i co udało mi się w grudniu zużyć. Cieszę się, że w końcu będę mogła te puste opakowania wyrzucić do kosza. Takie denkowanie dobrze zrobiło mi i moim zbiorom kosmetycznym. Następnym razem planuję coś takiego zrobić w lutym, może w marcu - już tak wiecie, bardziej na wiosnę ;)) 

Kolejny wpis to będą ulubieńcy roku 2019 także czekajcie cierpliwie ;) 

Copyright © majmejkap , Blogger