13:02

Siła makijażu, czyli #powerofmakeup | Makijaż na pół twarzy | Mój stosunek do makijażu na przestrzeni lat

Siła makijażu, czyli #powerofmakeup | Makijaż na pół twarzy | Mój stosunek do makijażu na przestrzeni lat

13:02

Siła makijażu, czyli #powerofmakeup | Makijaż na pół twarzy | Mój stosunek do makijażu na przestrzeni lat

Dziewczyny malujecie się na co dzień? A może jesteście z tych, co w ogóle nie uznają makijażu albo wręcz przeciwnie - bez makijażu nie pójdziecie nawet po pieczywo do sklepu? Jestem ogromnie ciekawa jaki jest Wasz stosunek do makijażu i czy korzystacie z jego dobrodziejstwa 😊 

Bo dzisiaj będzie właśnie o sile makijażu, czyli #powerofmakeup. Napiszę Wam czym dla mnie jest makijaż, cofając się kilka lat wstecz, bo mój stosunek na przestrzeni czasu trochę się zmienił. Pokażę też jak dużo makijaż zmienia ;)

Jako nastolatka stawiałam w nim swoje pierwsze, mniej lub bardziej świadome, kroki. Błędy starałam się korygować na bieżąco, chociaż nie wszystko było dla mnie widoczne. Kiedyś wydawało mi się, że ten makijaż po prostu być musi. Że jak już zaczęłam się malować to nikt bez makijażu zobaczyć mnie nie może. I obowiązkowo nie może zostać pominięty żaden etap. Nie raz i nie dwa było u mnie mocne oko i czerwone usta, co w przypadku 15-letniej dziewczyny dawało efekt kobiety koło 30-stki. Dochodzę do wniosku, że musiałam się wyszaleć. 

Dodam, że nie miałam problemu z trądzikiem. Wszystkie pryszcze na mojej twarzy znały umiar i nie spędzały mi snu z powiek. Mimo tego i tak nosiłam podkład, ale to wynikało z faktu, że mam od dziecka czerwone policzki i starałam się ukryć ten mankament. Przez liceum używałam podkładu Bourjois Healhty Mix (testując w międzyczasie inne podkłady, bo przecież wtedy już miałam bloga). Chociaż to był ciągle czas kiedy kolorowe cienie były na porządku dziennym, a ja chciałam wszystkim dookoła pokazać swoje umiejętności. Cały czas się uczyłam i kombinowałam. Ten wysiłek się opłacał. No i po tych wszystkich latach w końcu jestem tu gdzie teraz. 

Aktualnie nie mam potrzeby udowadniania nikomu tego, że umiem w makijaż. Robię to przede wszystkim dla siebie. Jestem zadowolona z efektu jaki uzyskuję. W tej dziedzinie nie można zwalniać, cały czas trzeba się doskonalić. Makijaż dodaje mi wyrazistości i pazura. Lubię siedzieć przed lustrem i patrzeć jak nabieram wyrazu. 

Nie mam jednak problemu by wyjść z domu bez makijażu, bo maksymalnie przykładam się do pielęgnacji swojej cery. Tak, więc spacer z psem na spacer czy pójście do sklepu bez makijażu nie jest dla mnie problemem. Są też takie dni kiedy po prostu nie chce mi się malować i wtedy nawet gdzieś po mieście śmigam bez mejkapu. I nie sądzę wcale, że kogoś tym krzywdzę, że straszę itd. To wciąż jestem ja.

A za siłę mojego makijażu uznaję teraz świetlistą cerę i długie, gęste rzęsy (dzięki odżywce), które po pomalowaniu są przepiękne. Lubię delikatne cienie, błysk, lubię kreskę i nude usta. Dzięki makijażowi oczy stają się większe, bo kończą się tam gdzie cieniowanie. Mogę delikatnie poprawić usta, nadając im pomadką pełniejszy kształt.

O sobie bez makijażu myślę, że to moja bardziej dziecięca wersja. I czasami naprawdę lubię poczuć się jak dziecko. 

Na każdym zdjęciu jestem ja. Daje Wam pogląd jak dużo zmienia makijaż lub jego brak ;)


 Jestem bardzo ciekawa czy lubicie się bez makijażu, bo w makijażu to wiadomo, że każdy czuję się odrobinkę pewniej i może góry przenosić ;) Lubicie te Wasze poranne metamorfozy przed lustrem? No i jak to u Was jest z #powerofmakeup? 

19:43

Ulubieńcy pielęgnacyjni ostatnich miesięcy | MIYA, Shool, Lirene, YOPE, Garnier

Ulubieńcy pielęgnacyjni ostatnich miesięcy | MIYA, Shool, Lirene, YOPE, Garnier

19:43

Ulubieńcy pielęgnacyjni ostatnich miesięcy | MIYA, Shool, Lirene, YOPE, Garnier

Ostatnio podzieliłam się z Wami swoimi hitami makijażowymi ostatnich miesięcy, a dzisiaj przyszedł czas na ulubieńców pielęgnacyjnych, bo w tej kategorii też mam kilka rewelacyjnych produktów, o których musicie usłyszeć. 

/Kiedy to piszę jest 15 minut po północy, a ja siedzę z kubkiem kawy z mlekiem owsianym (uwielbiam jego smak!) i stukam w klawiaturę, bo ostatnie wiadomości od Was dodały mi skrzydeł! Bardzo dziękuję Wam za słowa wsparcia, Wasze historie związane z moją twórczością tutaj. To bardzo przyjemne uczucie dowiedzieć się, że to nie jest tak, że piszę sobie jakiś tekst u siebie w mieszkaniu z psem na kolanie to on jest po nic i tak w gruncie rzeczy to w sumie to nikomu nie jest potrzebne. Właśnie, że jest! I dowiaduję się o tym od Was!/ 

Ogólnie wrzesień jest u mnie zawsze tym czasem kiedy po lecie trzeba zadbać mocniej o włosy i przesuszoną słońcem skórę. I chociaż jestem w swojej pielęgnacji bardzo systematyczna to mimo wszystko właśnie po wakacjach wjeżdżają produkty extra. 

Może zacznę od produktu, który chronił mnie latem przed słońcem i uważam, że jest to naprawdę dobry kosmetyk. Chodzi oczywiście o balsam z filtrem marki Lirene który kupiłam na początku lata w Rossmannie za niecałe 20 zł. Świetny produkt! Lekki, nieklejący balsam, który uchronił przez poparzeniami na niejednej wycieczce rowerowej, zapewnił brązowy odcień skóry i dodatkowo nawilżał skórę. Duże opakowanie i przystępna cena jak najbardziej na plus.

Kolejnym produktem i tym samym największym hitem dzisiejszego zestawienia jest nawilżająca maska do stóp w skarpetkach marki Scholl. Nie wierzyłam, że ta maska będzie dawała tak niesamowity efekt. Stopy po niej są tak odżywione i mięciutkie jak u niemowlaka - uwierzcie mi! Wiem, że te skarpetki polecała też Maxineczka i tutaj faktycznie zgadzam się z jej zachwytami. Te skarpetki są rewelacyjne. Obowiązkowa pozycja w łazienkowej szafce, ratunek przed wielkim wyjściem, a przede wszystkim uzupełnienie extra codziennej i starannej  pielęgnacji stóp. Cenowo to powiem szczerze, że wychodzi dość sporo, bo takie skarpetki to koszt około 18 zł, ale trafiają się promocje na których upolujecie je już za 11 zł. Ja podczas jednej takiej promocji zrobiłam sobie spory zapasik ;)

Na miano ulubieńca zasługuje z całą pewnością żel pod prysznic marki YOPE o zapachu Bzu i Wanilii. O mamo, jak to pachnie! To po prostu tak jakbyście sobie dodały do wanny pachnącego bzu z całego jednego drzewa. Uwieeelbiam! Nie dość, że ładnie pachnie to mam wrażenie, że pielęgnuje skórę, bo odkąd go używam skończył się problem suchej skóry na rękach i łydkach. Ogólnie ostatnio bardzo mocno polubiłam się z marką YOPE. W szafce mam spory zapas ich mydeł w płynie - każde w innej wersji zapachowej. Tak sobie myślę, że jak w styczniu odpalę mydło o zapachu rabarbaru to zima od razu stanie się przyjemniejsza i wrócą wiosenno-letnie wspomnienia ;)

No i teraz, bum, pielęgnacja twarzy. Przysięgam Wam i rękę daję uciąć, że to nie jest wpis sponsorowany, ale u mnie pielęgnacja twarzy to od dłuższego czasu marka MIYA ;) Bardzo polubiłam ich produkty, chociaż peeling enzymatyczny jest dla mnie wielkim nieporozumieniem. Pozostałe, które do tej pory testowałam, są dla mnie super! Uwielbiam ich olejek do demakijażu, który jest jednym z elementów mojego dwuetapowego oczyszczania. On rozpuszcza cały mejkap, calutki. Dwie pompeczki wystarczają mi na całą buzię. Kocham też serum z prebiotykami, które już mam praktycznie na wykończeniu i teraz, jesienią skuszę się na wersję z witaminą C. Po serum używam różanego kremu, który dobrze sprawdza mi się także pod makijaż. No ogólnie jakbyście spojrzały na moją półkę w łazience to 90% produktów do twarzy to jest właśnie marka MIYA.

Na koniec porządne odżywienie moich kręconych włosów i maska Garnier Hair Food w wersji bananowej. To bomba dla moich loków po lecie. Nakładam sporo tej maski na włosy, zakładam foliowy czepek i ręcznik - moje włosy mają swoje 30 minut. Po takiej kuracji są miękkie i faktycznie dostają to czego aktualnie potrzebują :)

I to wszystko co chciałam Wam dzisiaj pokazać ;) To moi pielęgnacyjni ulubieńcy kilku ostatnich miesięcy - nie czuję, że rymuję ;) Jak zwykle czekam na Wasze polecajki. Jestem bardzo ciekawa jakich kosmetyków aktualnie używacie i co się u Was sprawdza. Dajcie znać! 

Do następnego, pa!

16:00

Ulubieńcy kosmetyczni ostatnich miesięcy | Golden Rose, Annabelle Minerals, Huda Beauty, Air Spun

Ulubieńcy kosmetyczni ostatnich miesięcy | Golden Rose, Annabelle Minerals, Huda Beauty, Air Spun

16:00

Ulubieńcy kosmetyczni ostatnich miesięcy | Golden Rose, Annabelle Minerals, Huda Beauty, Air Spun

Nie pamiętam już kiedy po raz ostatni na blogu pojawili się ulubieńcy! Kurczaki, jesteśmy za połową września, a mnie wciąż jest tutaj bardzo mało. Coraz częściej dostaję od Was wiadomości z zapytaniem czy u mnie wszystko ok i czy wrócę jeszcze na bloga, bo brakuje Wam moich wpisów. To bardzo miłe, że ciekawi Was co u mnie słychać i, że się o mnie troszczycie. U mnie wszystko jest jak najbardziej w porządku, tylko doba jest odrobinę za krótka i brakuje mi czasu na zrobienie wszystkiego ;) 
Postanowiłam pokazać Wam dzisiaj ulubieńców, bo musicie wiedzieć czego aktualnie używam, a mój makijaż od maja naprawdę sporo się zmienił - zarówno pod względem wyglądu jak i ilości nakładanych produktów. Zatem zaczynajmy! 

Przez ostatnie miesiące moim podkładem były kremy BB. Zużyłam już ten czerwony z Bourjois, a teraz krążę między różowym ze Skin79, a kremem z pandą również tej samej marki. Oba uwielbiam, bo mimo, że z nazwy są kremami BB to naprawdę pięknie wyrównują koloryt, mają całkiem mocne krycie i wyglądają na skórze bardzo naturalnie. Od kilku miesięcy jestem jeszcze większą fanką makijażu glow i oba te kremy są pierwszym krokiem do uzyskania świetlistego efektu.



Absolutnym hitem i zaryzykuję tu stwierdzeniem, że najlepszym i ulubionym moim korektorem ze wszystkich jakie testowałam jest Too Faced Multi Use Sculpting Concealer w odcieniu Almond. Jest wart każdej złotówki jaką musimy za niego zapłacić. Ma lekką formułę, jest mega mocno kryjący i nie zbiera się w ciągu dnia. Przypudrowany wygląda przepięknie i w dodatku dobrze łączy się z kremami BB, których używam. Co ważne pod okiem nie wygląda sucho, sprawdza się także u mojej mamy, która jest już po 50-tce. 



Ulubieńcem jest też puder Air Spun w odcieniu Translucent Extra Coverage, którego kupiłam chyba już czwarte opakowanie. Nie wiem jak to możliwe, ale ten kosmetyk nie doczekał się jeszcze swojej osobnej recenzji - to jest koniecznie do nadrobienia. Tak czy inaczej musicie wiedzieć, że ten puder jest rewelacyjny i założę się, że pokochacie go tak samo jak ja. Utrwala makijaż jak żaden inny, ma satynowe wykończenie i przez wiele, wiele godzin wygląda świetnie. Ostatnio moja mama go spróbowała i też jest zachwycona efektem na skórze. Do tego stopnia, że wczoraj przyszło jej opakowanie pudru ;)) Na uwagę zasługuje jego cena i pojemność. Za 65 gramów pudru płacimy 59 zł. To jest jakiś kosmos!

Jeśli chodzi o konturowanie twarzy to muszę tutaj wspomnieć o mineralnym różu Annabelle Minerals w odcieniu Peach Glow. Dziewczyny!!!!! To jest petarda! Ten róż jest tak genialny, że aż ciężko ubrać mi to w słowa. Jest brzoskwiniowo-różowy, ale rozświetlający, po aplikacji na skórę zostawia świetlistą łunę, dając efekt świeżej, promiennej i wypoczętej skóry. Dla młodych mam, dla cer dojrzałych i dla wszystkich kobiet, które kochają efekt glow na skórze. 


Jeśli chodzi o brązer to tutaj używam kilku produktów na zmianę, ale najczęściej wybieram chyba Golden Rose Mineral Terracotta Powder w odcieniu 04 i My Secret Tropical Kiss. Zarówno jeden jak i drugi zapewniają na skórze satynowy, świetlisty efekt, który tak bardzo ostatnio lubię. 

Rozświetlaczem, który króluje jest Glamshop x MsDoncellita Turbo Hajlajt. Jego nazwa idealnie odzwierciedla to co robi na skórze. Blask widoczny z kosmosu, ale wciąż jest to bardzo ładny efekt. Mam nadzieję, że nie zostanie on wycofany ze sprzedaży. Na pewno kupię sobie jedno opakowanie na zapas, bo aktualne, jak widać, jest już dość mocno sfatygowane.



Makijaż brwi to u mnie ostatnio jedynie henna i żel do brwi Golden Rose, czyli tzw. cement do włosków. Też czekają mnie zakupy, bo to opakowanie już się kończy, a żelu używam codziennie. Mocno utrwala włoski na długie, długie godziny. Są podkreślone, ale ten efekt jest bardzo naturalny i brwi nie wychodzą na pierwszy plan. Całkowicie odeszłam od malowania ich kredką czy pomadą :)

Mascara, której aktualnie używam to L'oreal Volume Million Lashes. Gruba silikonowa szczota zapewnia spektakularny efekt. Aczkolwiek moje rzęsy są teraz na odżywce, więc myślę, że tańszy tusz też by się teraz sprawdził. Tak czy inaczej L'oreal umie w tusze do rzęs i ja jestem ich fanką! 

No i na koniec usta. Tutaj w grę wchodzi jedna konturówka Golden Rose Dream Lips 501, czyli taki piękny nudziak i dwie pomadki - na zmianę. Jedna z nich czyli ta kremowa z Bell nie jest już dostępna, bo to była jakaś limitowanka z Biedronki, ale kolor ma piękny, a druga to Huda Beauty w odcieniu Bombshell. I teraz tak - ta kremowa jest na co dzień, na spacerek, w gości i ogólnie na zawsze wtedy kiedy nie mam na sobie maseczki :P, a wersja matowa pod maseczkę :))



I tak to by się przedstawiało zestawienie moich ostatnio ulubionych kosmetyków do makijażu. Być może zrobię jeszcze taką wersję z kosmetykami pielęgnacyjnymi, bo też mam kilka smaczków do pokazania po lecie ;))

Koniecznie dajcie znać co u Was nowego kosmetycznego, co aktualnie lubicie i czy znacie produkty, o których napisałam dzisiaj? 

Do następnego, pa <3

Copyright © majmejkap , Blogger