Do tego, że w drogerii można znaleźć przyzwoity podkład nie mam żadnych wątpliwości. Ten, o którym napiszę Wam dzisiaj niestety nie zalicza się do tego grona... Bielenda Nude Matt to fluid matujący o formule przeciw błyszczeniu. Mój egzemplarz pochodzi z jednej z paczek, które dostałam podczas Meet Beauty w maju.
Żeby mieć się do czego odnieść to najpierw zobaczmy co o podkładzie pisze producent: MATUJĄCY fluid w doskonały sposób poprawia wygląd cery przetłuszczającej się, z tendencją do błyszczenia. Idealnie i na długo matuje skórę, nadaje jej aksamitne wykończenie oraz jednolity wygląd - BEZ EFEKTU MASKI. Efektywne połączenie składników pudrowych i pigmentów poprawia wygląd skóry. Fluid doskonale dopasowuje się do cery, nadając jej naturalnej świeżości, a ultra lekka nietłusta konsystencja nie obciąża jej. Aksamitna formuła idealnie adaptuje się do światła i kształtu twarzy, wspaniale precyzyjnie rozprowadza, zapewniając przyjemną aplikację i doskonały jednolity efekt.
Po przeczytaniu opisu i obietnic producenta mi w oczy bardzo rzuciło się słówko jednolity (efekt, wygląd) oraz aksamitne (wykończenie, formuła). No i co? No i nic, bo żadne z nich mi do tego podkładu nie pasuje.
Kosmetyk w konsystencji przypomina krem, jest dość gęsty. Odcień Jasny beż 01 jest ładnie beżowy i całkiem neutralny w moim odczuciu. Nie powiedziałabym natomiast, że jest to jakiś porażająco jasny kolor. Dla bladzioszków będzie na pewno zbyt ciemny.
Sama aplikacja jest bardzo problematyczna, a podkład ukazuje nam wtedy swoje niezbyt miłe oblicze. Okropnie się rozmazuje, nie da się go równomiernie rozłożyć na skórze. Ani palcem, ani pędzlem, ani nawet gąbką. Przy stemplowaniu jajeczkiem Blend It! podkład się nakłada i po chwili zabiera tworząc na twarzy placki. Trzeba się naprawdę namachać żeby wyglądało to jako tako. I powiem Wam szczerze, że nie wyszłabym tak do ludzi...
Testowałam go dość długo w wolne dni i wciąż dawałam mu szansę niestety dla mnie to totalny bubel.
Lecimy dalej. Co do wyrażenia bez efektu maski to naprawdę okropna ściema. Jak coś co ma w sobie pudrowe składniki może dać naturalny efekt? Na twarzy podkład wygląda tak sucho jak wiór. Podkreśla pory, niedoskonałości i w sumie wszystko inne co powinien ukryć. Nie podoba mi się taki efekt i nie wygląda to dobrze.
Z samym kolorem po aplikacji też dzieje się coś dziwnego. Podkład robi się pomarańczowo-beżowy. Wygląda tak sztucznie i ciężko, że naprawdę wszystko to co pisze producent na opakowaniu to chyba jakieś żarty.
Trwałość? Kilka godzin. Nie da się go nosić na skórze, bo bardzo go czuć na twarzy. Już dawno nie spotkał mnie taki podkładowy zawód.
Jeżeli miałabym napisać jaki ten podkład jest to pozwolę sobie na przeróbkę opisu producenta ;)
TĘPY MATUJĄCY fluid w doskonały sposób niszczy wygląd cery przetłuszczającej się, z tendencją do błyszczenia. Idealnie i na krótko matuje skórę, nadaje jej suche jak wiór wykończenie oraz niejednolity wygląd - Z EFEKTEM TĘPEJ MASKI. Nietrafione połączenie składników pudrowych i pigmentów psuje wygląd skóry. Fluid wcale nie dopasowuje się do cery, nadając jej sztuczności, a kremowa konsystencja obciąża ją. Gęsta formuła idealnie adaptuje się do światła i kształtu twarzy, (tego to ja zupełnie nie rozumiem - formuła do kształtu twarzy? :D) fatalnie się rozprowadza, zapewniając uciążliwą aplikację i doskonały w swym nierównomiernym rozłożeniu efekt.
Tak to powinno mniej więcej wyglądać ;))
Jestem bardzo ciekawa czy używałyście już tego podkładu. Czy u Was też okazał się tak fatalny? Napiszcie mi o tym koniecznie. A może macie jakieś swoje podkładowe buble? Dajcie znać, ostrzeżmy się przed nimi nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Szczerze dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Jeśli mój blog Ci się podoba - dołącz do grona moich obserwatorów i bądź ze mną na bieżąco :) I proszę nie zostawiaj linków do swojego bloga, bo to nie miejsce na reklamę. Odwiedzam blogi swoich komentujących i chętnie zostanę obserwatorem jeśli znajdę na nim interesujące treści ;)