Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lirene. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lirene. Pokaż wszystkie posty
Ulubieńcy lutego | AA, Lirene, Hean, Paese, Pierre Rene, My Secret

11:44

Ulubieńcy lutego | AA, Lirene, Hean, Paese, Pierre Rene, My Secret

Wiedziałam, że luty przeleci błyskawicznie i cieszę się, że wczoraj był już jego ostatni dzień. Od kilku już dni totalnie czuję wiosnę, a po śnieżnych zaspach zostało tylko wspomnienie i psie kupy na chodnikach (swoją drogą nie rozumiem dlaczego ludzie nie sprzątają po swoich czworonożnych podopiecznych). Mam nadzieję, że marzec będzie ładny i słoneczny, bo słonko daje jednak tą energię, od razu wszystko się chce robić i motywacja wzrasta o milion procent ;) A dzisiaj, jeszcze w lutym, pora na ulubieńców kosmetycznych miesiąca. Jak tak patrzę na ten leżący przede mną stosik kosmetyków to wszystkie produkty są polskie! Absolutnie wszystkie! A to oznacza tylko tyle, że polskie znaczy dobre, a często nawet lepsze od kosmetyków zagranicznych marek za które nierzadko musimy płacić krocie! Jeśli taka tematyka Was interesuje to zapraszam do lektury dzisiejszego posta :) 

Na początek takie moje super odkrycie. W sumie to jest to produkt na pograniczu pielęgnacji i makijażu, bo mówię tutaj o produkcie marki AA Hollywood Glow by Magda Pieczonka. Przez producenta jest określony jako serum-baza. Dorwałam je kiedyś w Hebe i kocham miłością wielką od pierwszego użycia. Ten produkt rewelacyjnie przygotowuje skórę do makijażu: nawilża ją, rozświetla i pozostawia taką delikatnie lepką warstewkę, która jest "klejem" dla podkładu. Ma przyjemną kremowo-żelową konsystencję. Dodam jeszcze, że ten produkt jest szalenie wydajny, bo używam go naprawdę często, a zużycia praktycznie nie widać ;)

Teraz podkład. W lutym bardzo przyjemnie używało mi się podkładu Lirene Natura, który kupiłam w Rossmannie na jakiejś promce. Wiecie, że jest to naprawdę super kosmetyk? Byłam nim naprawdę zaskoczona i sięgałam po niego niezwykle często. Mój - 310 Vanilia, ma bardzo ładny, beżowy i dość neutralny odcień, który aktualnie muszę delikatnie rozjaśniać białym mixerem. Szybciutko się go rozprowadza, jest plastyczny, a jego wykończenie jest takie, hm... mokre? No, takie świetliste w sensie. Skóra wygląda tak pięknie, zdrowo i promiennie. Jego właściwości wpisują się idealnie w to, co aktualnie bardzo w podkładach lubię. Jego krycie jest dość delikatne, ale dobudujecie go do średniego. No bardzo go polecam, bardzo. Tym bardziej, że jest to podkład naturalny ;)

Moim ulubieńcem jest również puder Hean Ever Glow, który pojawia się w ulubieńcach po raz drugi, a jego dokładną recenzję możecie zobaczyć tutaj. Jestem tym pudrem zachwycona i obecnie używam go bezpośrednio na podkład, ale na bokach twarzy. Środek twarzy zostaje zmatowiony innym pudrem ;) To jak puder Hean wygląda na skórze to jest jakiś kosmos i jeśli miałabym powiedzieć Wam, co musicie kupić po dzisiejszych ulubieńcach to właśnie powiedziałabym, że ten puder! Jeżeli makijaże z efektem glow są bliskie Waszemu sercu i lubicie kiedy skóra nie wygląda sucho to ten kosmetyk będzie Waszym najlepszym przyjacielem.

W lutym używałam praktycznie bez przerwy brązera My Secret Tropical Kiss, który zdecydowanie dobija już dna i będę musiała kupić jego nowe opakowanie. Co więcej, poza policzkami ten brązer był też moim cieniem do powiek. Przez cały miesiąc lądował na powiekach, przepięknie modelując kształt oka, a moja mama nie mogła wyjść z zachwytu jak ładnie to wygląda. Skończyło się na tym, że miałyśmy jeden puder na spółę i mama też jest z niego bardzo zadowolona ;) Oczywiście w swojej pierwotnej roli sprawdza się równie dobrze, ale o tym pisałam już milion razy, bo nie po raz pierwszy ten brązer pojawia się w ulubieńcach.

Jeśli chodzi o rozświetlacz to przypomniałam sobie o Paese Wonder Glow, który chyba jednak był przeze mnie traktowany po macoszemu, bo niedługo po tym jak go kupiłam to pojawił się Turbo Hajlajt i Paese poszedł szybko w odstawkę. A tu, proszę państwa, okazuje się, że jest to rozświetlacz petarda. Przepiękne jasne złotko, które pięknie wygląda w słońcu. Zero drobinek - czysta tafla. Spokojnie mogę powiedzieć, że jest to nowa generacja rozświetlaczy - nie wygląda sucho na skórze. Jeżeli szukacie świetnego rozświetlacza, którego efekt da się stopniować to myślę, że tym powinnyście się zainteresować ;) 

Udało mi się kupić nową konturówkę Pierre Rene w odcieniu 07, która jest moim ulubionym odcieniem nude. Wiem, że teraz ciągle chodzimy w tych maseczkach, ale ja nie rezygnuję z malowania ust. Tą konturówką wypełniam przeważnie całe usta i na to nakładam jakiś błyszczyk albo pomadkę. Uwielbiam ją za kremową formułę i łatwość aplikacji + trwałość. 

I to byłaby cała gromadka moich lutowych ulubieńców. Bardzo przyjemnie używa mi się każdego z pokazanych Wam dzisiaj produktów i w marcu będę to z pewnością kontynuować :) A teraz jak zawsze czekam na Wasze polecenia hitów kosmetycznych. Jestem ciekawa co sprawdziło się w lutym Was ;)


Moje ulubione kremowe produkty rozświetlające | Becca, Essence, Inglot, Lirene, Pierre Rene, Wibo

10:23

Moje ulubione kremowe produkty rozświetlające | Becca, Essence, Inglot, Lirene, Pierre Rene, Wibo

Dałyście się już ponieść największemu trendowi tego lata? Wszechobecny glow opanował kosmetyczny rynek i pojawia się coraz więcej produktów rozświetlających. Mam masę rozświetlaczy w swoim zbiorze i większość z nich ma formę prasowaną, ale są też te mokre - kremowe i płynne. I to właśnie o nich będzie dzisiejszy post.

Takich produktów możemy używać zarówno na twarz jak i na ciało aby je pięknie rozświetlić. Jeżeli chcecie poznać produkty, które są moimi ulubieńcami w tej kategorii to zachęcam do zapoznania się z tym wpisem.


BECCA SHIMMERING SKIN PERFECTOR MOONSTONE
Ten produkt jest moim must have w kufrze. Świetnie sprawdza mi się w makijażach ślubnych, ale też wieczorowych. To rozświetlacz, który daje efekt mokrej skóry. Jest bardzo subtelny, ale widoczny i cudownie komponuje się z wszelkimi typami urody. Można go również mieszać z podkładami, aby uzyskać bardziej świetliste wykończenie. W tym rozświetlaczu nie ma nawet minimalnej drobinki - to czysta tafla! Polecam go nakładać również na dekolt ;)

ESSENCE ILLUMINATING FACE CREAM GEL 01 DON'T CARE CAUSE I'M FLAWLESS
Wiem, że to edycja limitowana, ale tego typu produkty dość często pojawiają się w ofercie marki przy okazji różnych nowych kolekcji. To jest kremowy rozświetlacz o bardzo w moim odczuciu neutralnym tonie, który pasuje wielu osobom. Fakt jest jasny, ale po aplikacji na skórę zostawia piękną taflę, która w żaden sposób nie bieli skóry. To jeden z moich ulubieńców i używam go bardzo oszczędnie, aby nie skończył się za szybko.

INGLOT AMC FACE AND BODY ILLUMINATOR NUMER 62
Ten rozświetlacz ma jasnozłoty kolor i jest bardzo intensywny. Po roztarciu go na skórze zostawia widocznie złoty blask i nawet troszkę koloru. Przy mieszaniu z podkładem dodaje mu blasku, ale też wpływa minimalnie na jego odcień. To propozycja dla osób z typowo ciepłą lub oliwkową karnacją. Na zbyt chłodnej, różowej skórze może wyglądać zbyt nienaturalnie.


PIERRE RENE LIQUID SHIMMER WERSJA RÓŻOWA
Moim zdaniem to bardzo bezpieczna wersja rozświetlacza kremowego. Daje piękną, subtelną taflę na skórze i tak naprawdę jego kolor nie jest widoczny na skórze, więc jest to produkt dla każdego. Podoba mi się również opakowanie z pipetką, ponieważ pozwala to na swobodne stosowanie tego produktu. Plus za bardzo ładny, delikatny zapach ;)

LIRENE BAZA ROZŚWIETLAJĄCA BE GLAM
To mój stały bywalec w szufladzie i produkt do którego wracam zawsze. Baza i rozświetlenie w jednym produkcie. Bardzo dobra rzecz! Postać delikatnego kremu, która po roztarciu wygładza delikatnie skórę i dodaje jej blasku, który widać po aplikacji lżejszego podkładu. Można ją też mieszać z ulubionym podkładem i w takiej postaci nakładać na skórę. Polecam bardzo, ponieważ jest to produkt wydajny i świetnie działa.

WIBO CHROME DROPS NR 1
Na koniec zostawiłam najmocniejszą propozycję. Jest to jedna z nowych propozycji w szafach Wibo i tym samym najmocniejszy płynny rozświetlacz jaki mam. Nie spodziewałam się, że ta maleńka buteleczka będzie w sobie skrywała taką moc! To istny metal na skórze. To się tak błyszczy, że nie mam słów. Daje prze-prze-przepiękną taflę i dodatkowo zastyga na skórze. Kocham jak ten produkt wygląda na twarzy i na ciele.  Obojczyki podkreśla tak, że widać je z kilometra ;) No naprawdę jeżeli szukacie prawdziwej rozświetlaczowej petardy i to w dodatku w niskiej cenie to będzie to najlepszy wybór!


Czy któryś z produktów wpadł Wam w oko szczególnie? A może macie swoje inne ulubione produkty tego typu? Podzielcie się swoimi hitami - chętnie coś podpatrzę ;)
Ulubieńcy stycznia | Becca, Lirene, Catrice, Wet'n'Wild, Rimmel, Urban Decay, KAT VON D

11:44

Ulubieńcy stycznia | Becca, Lirene, Catrice, Wet'n'Wild, Rimmel, Urban Decay, KAT VON D

Jak to możliwe, że styczeń uciekł w tak zastraszającym tempie? Nie mam pojęcia jak to się dzieje, ale końcówka miesiąca może na blogu oznaczać tylko jedno - pora podsumować go kosmetycznie. W tym miesiącu pokażę Wam kilka nowych perełeczek z mojej kolekcji, które zawładnęły moim sercem i  wpisały się na stałe w mój codzienny makijaż. 

Zacznę dość standardowo od bazy pod makijaż. W styczniu używałam tylko i wyłącznie tej z marki Lirene o nazwie No Pores. Lubię ją, ponieważ jest leciutka i kremowa, wygładza drobne pory i przedłuża trwałość całego makijażu. U mnie sprawia, że buzia w ciągu dnia się nie wyświeca i ładnie utrzymuje mat. W mojej tubce nie zostało już za wiele produktu, ale kiedy wykończę to opakowanie to z pewnością skuszę się na kolejne ;)

Podkład, który w styczniu towarzyszył mi najczęściej to Catrice HD Liquid Coverage. Odcień, którego używam aktualnie to  010, ale i tak rozjaśniam go delikatnie mixerem z Kobo. Miałam od tego podkładu dłuższą przerwę, ale z nowym rokiem do niego wróciłam i znowu pokochałam ;) Jest niezwykle trwały, idealnie wyrównuje kolor skóry i stapia się z nią. Ogólnie zimą lubię podkłady mocno kryjące i ten właśnie daje mi takie krycie, ale przy tym jest stosunkowo lekki.

Muszę wspomnieć też o rozświetlaczu w kremie marki Becca w odcieniu Moonstone, który jest świetny! Nakładam go w miejscach gdzie oczekuję pięknego blasku i ten rozświetlacz robi robotę. Ma piękny szampański odcień, nie potrzeba go za wiele aby uzyskać efekt wow. Dodatkowo pięknie łączy się z podkładami, więc można go z nim mieszać. Ja jednak używam tego produktu solo.


Jeśli chodzi o puder utrwalający to styczeń minął pod znakiem pudru Wet'n'Wild Photofocus. Osobiście to nie jestem fanką pudrów prasowanych, ale ten mi się spodobał. Nakłada się na buzię cieniutką warstewką, ale możemy nim też dobudować krycie w miejscach, które tego potrzebują. Skóra po jego aplikacji nie wygląda jak wiór i czuje się komfortowo.

Brązer, który odkryłam na nowo i w styczniu nadużywałam to Stila w odcieniu 02. Kupiłam go jakiś czas temu, ale nie sięgałam po niego zbyt często, a w styczniu podbił moje serce! Nie ukrywam, że jest to dość ciepły odcień i z jego aplikacją trzeba być ostrożnym, ale na skórze wygląda pięknie! Naprawdę, dodaje jej życia i świeżości i wydaje mi się, że ostatnio tego potrzebuję (ta pogoda mnie powoli dobija). Ma dobrą pigmentację, ale rozciera się rewelacyjnie i nie tworzy plam.

W styczniu każdego dnia kiedy robiłam makijaż nakładałam na policzki róż. Tak, róż! A ja zbyt mocno "różowa" nie jestem ;) Był to konkretnie róż marki Catrice, którego niestety już nie kupicie, bo ta seria została wycofana. Chociaż być może uda się znaleźć podobny odcień, bo róże marki Catrice są naprawdę dobrej jakości.



W makijażu oka królowały dwa produkty. Po pierwsze paletka cieni Nabla Dreamy i cień Illusion. Moje cieniowanie było banalnie proste, nie potrzebowałam niczego więcej. Zależało mi jedynie na delikatnym wymodelowaniu oka.


Drugi produkt jest moim hitem i chodzi mi o eyeliner marki Urban Decay Heavy Metal w odcieniu Midnight Cowboy. To jest tak wyjątkowy i unikatowy produkt, że po prostu wymiękam. Brokat w najczystszej postaci zatopiony z bezbarwnej bazie, który lądował na moich oczach bardzo często. Jako kreska, w kącikach, wzdłuż linii dolnych rzęs, wklepany na środku powieki. Sposobów na jego użycie jest cała masa, a efekt za każdym razem zachwyca!


Udało mi się znaleźć bardzo dobry żel do brwi i jest to żel marki Rimmel Brow This Way, który mam w odcieniu 02 Medium Brown. To naprawdę dobrze utrwalający żel o przyjemnym odcieniu. Na duży plus zasługuje też maleńka, stożkowa szczoteczka, która jest bardzo precyzyjna.


Ostatnie dwa produkty to zestaw do ust czyli pomadka i konturówka. Takie idealne duo tworzy pomadka KAT VON D w odcieniu Lovecraft z konturówką Golden Rose o numerze 511. Te dwa produkty w styczniu były przeze mnie używane najczęściej. Pasują do siebie bardzo dobrze i razem tworzą na ustach niezwykle trwały makijaż.


I to wszyscy ulubieńcy z tego miesiąca. Dajcie znać czy pierwszy miesiąc nowego roku przyniósł ze sobą jakieś ciekawe kosmetyczne odkrycia ;) Czekam na Wasze rekomendacje!

Zapraszam Was też na mój Instagram - tam dzieje się naprawdę dużo ;) 
Ulubieńcy września | nowe włosy, KAT VON D, Maybelline, Kiko, Dove

18:04

Ulubieńcy września | nowe włosy, KAT VON D, Maybelline, Kiko, Dove

Witam Was kochane serdecznie ostatniego dnia września. Jak co miesiąc przyszła pora na jego kosmetyczne podsumowanie. Tym razem będzie odrobina produktów do pielęgnacji i kilka kosmetyków kolorowych, ale opowiem Wam też krótko o moich nowych włosach.


I właśnie od włosów zacznę. Zdecydowałam się na ombre, rozjaśnienie sporej długości włosów. I aktualnie jestem bardziej blond ;) Efekt bardzo mi się podoba i jestem z całości mega zadowolona. Oczywiście włosy zostały lekko podcięte, bo końce po lecie były przesuszone. Teraz muszę się skupić na nawilżaniu i regeneracji moich blond pasm. O swoich włosach planuję w październiku napisać cały post ;)

Z pielęgnacji pokażę Wam trzy produkty. Jeden będzie nietypowy, ponieważ nigdy wcześniej nie pokazywałam tego typu rzeczy na blogu.

Pierwszy kosmetyk to krem-żel do twarzy marki Dermedic Hydra In 3 Hialuro. Powiem tak, wracam do niego bardzo często. Ma żelową formułę, jest bardzo wydajny i dobrze nawilża skórę. Można by rzec nawet, że skóra go po prostu wypija. Polecam go bardzo mocno wszystkim, którzy nie lubią tej tłustej warstwy po aplikacji kremu ;)

Drugim produktem z pielęgnacji jest multi-regenerujący balsam do ciała Lirene z minerałami z Morza Martwego. Mam go dzięki obecności na konferencji Meet Beauty. Znalazłam go w jednej z paczek, które tam dostałam. Otworzyłam go pod koniec sierpnia i od tamtej pory bardzo dobrze mi służy. W czasie upałów ceniłam go za to, że się szybko wchłania i nie lepi się na skórze, a teraz również za to, że pomimo swojej lekkiej formuły dobrze skórę nawilża ;) Poręczna tuba jest świetnym rozwiązaniem w produktach tego typu, bo wiem, że uda mi się wykorzystać balsam do końca.

I teraz pora na ten nietypowy produkt. Mówię nietypowy, bo nigdy wcześniej nie prezentowałam na swoim blogu antyperspirantu. A we wrześniu poznałam fantastyczny produkt Dove i pod względem trwałej ochrony i pod względem zapachu. Serio, nie obraziłabym się za flakonik perfum o tym zapachu ;) Jest to tak świeży zapach, tak przyjemny, że mogłabym go wąchać i wąchać. Ta wersja zapachowa to gruszka z aloesem. Coś bezbłędnego!


W kwestii kolorówki zacznę od bazy pod podkład. Ta, której używałam najczęściej to Matt Filler z firmy AA Wings of color. Jest to baza wygładzająca z kolagenem i ceramidami. Bardzo dobrze sprawdza się pod większość podkładów, które mam. I powiem nawet więcej, ta baza jest idealnym rozwiązaniem dla dojrzałych cer. Bardzo ładnie nawilża skórę i wygładza zmarszczki. Jeżeli szukacie dobrej i łatwo dostępnej bazy pod makijaż to ta jest jak najbardziej godna polecenia ;) :)

Bardzo szybko ulubieńcem stał się korektor Maybelline Instant Anti-Age The Eraser Eye w odcieniu Light. I tak, wiem, że będzie on dostępny stacjonarnie. Ja jednak postanowiłam go kupić zanim to nastąpi. I teraz mogę go zdecydowanie polecić. To dość dobrze kryjący, kremowy korektor. Bardzo dobrze sprawdza się pod oczami. I powiem nawet więcej. Jeżeli dobrze go utrwalę to zupełnie nie zbiera mi się w ciągu dnia w załamaniach. Byłam naprawdę w dużym szoku kiedy wieczorem, po całym dniu zmywałam makijaż. Patrzę, a korektor w stanie idealnym ;) Jestem ciekawa jaka cena tego cuda będzie stacjonarnie. Wiedzcie natomiast, że w sieci kosztuje on około 35 zł.


A teraz prawdziwa petarda! We wrześniu udało mi się odkryć bardzo ciekawy brązer do jasnych karnacji. I "odkryć" jest tutaj słowem klucz, bo mam go dzięki uprzejmości uroczej Adelajdy <3 Poprosiłam ją o kupienie brązera w Kiko i w sumie w ciemno wybrałam brązer z serii Flawless Fusion w odcieniu 01. Na początku to pomyślałam, że to jest puder z kolorem i, że nie będzie go na skórze wcale widać. Oj jak bardzo się myliłam! Nawet nie możecie sobie wyobrazić jak on pięknie wygląda na skórze! To nie jest kolejna warstwa na buzi. On się po prostu wtapia w skórę, daje efekt idealnie przybrązowionej twarzy. No coś pięknego! Polecam go, podpisując się obiema rękami i nogami. Jest fenomenalny!!! Oczywiście nie można nie wspomnieć o jego pięknym lustrzanym opakowaniu zamykanym na magnesik.


Wrześniowym hitem była też u mnie paletka Zoeva Smoky. Kiedy nadchodzi jesień to ona gra w moim makijażu pierwsze skrzypce. Kolory cieni idealnie wpisują się w jesienny klimat. O ich jakości i pigmentacji wspominać chyba nie muszę, prawda? Perfekcja w jesiennym wydaniu :)


I ostatnim hitem tego miesiąca, a właściwie jego końcówki jest Everlasting Liquid Lipstick marki KAT VON D. Odcień Lovecraft zamówiłam w dniu premiery marki na Sephora.pl i jestem oczarowana - po pierwsze opakowaniem, po drugie jej trwałością i po trzecie pięknym odcieniem. To coś pomiędzy przybrudzonym różem i fioletem. Jest on dość intensywny i moim zdaniem to kolor idealny na jesień. Więcej na jej temat napiszę Wam już w październiku.


I to wszyscy ulubieńcy z września. Koniecznie podzielcie się ze mną swoimi hitami mijającego miesiąca. Dajcie znać też czy skusiłyście się już na jakiś kosmetyk KAT VON D ;)
Ulubieńcy kosmetyczni maja | Konferencja Meet Beauty, Lirene, Catrice, The Balm, Makeup Revolution, Nabla

13:41

Ulubieńcy kosmetyczni maja | Konferencja Meet Beauty, Lirene, Catrice, The Balm, Makeup Revolution, Nabla

Maj minął niesamowicie szybko i przyjemnie! Dzisiaj chcę go podsumować pod kątem kosmetycznym, ale na początku muszę wspomnieć o pewnym wydarzeniu, które zawojowało tym miesiącem! Myślę tutaj oczywiście o konferencji Meet Beauty w której brałam udział po raz pierwszy (i mam nadzieję, że nie ostatni). Wszystko odbywało się w Nadarzynie w hali Ptak Warsaw Expo. To był weekend niesamowitych wrażeń i inspiracji. Zebranie 300 urodowych blogerek w jednym miejscu, ciekawe wykłady, masa wiedzy praktycznej i teoretycznej, warsztaty... To było po prostu cudowne! Strefa BEAUTY ma w sieci niesamowitą moc :) 







Przechodząc do ulubieńców myślę, że powinnam zacząć od żelu z siemienia lnianego do włosów, który robię sobie sama w domu. Moje włosy są kręcone, a ten żel pięknie podkreśla i utrwala ich skręt bez nadmiernego obciążania. Ogólnie mam zamiar przedstawić Wam moją nową pielęgnację włosów w osobnym wpisie i mam nadzieję, że w czerwcu mi się to uda.

Kolejnym produktem, który bez zastanowienia mogę zaliczyć do majowych ulubieńców to serum do twarzy marki Lirene. Fakt jest to kosmetyk, który znalazłam w paczce z konferencji i nie używam go od początku miesiąca. Skradł jednak moje serce i z czystym sumieniem to serum polecam. Pięknie pachnie, ma lejącą konsystencję i sprawnie się wchłania. Dość mocno nawilża skórę i jest ona po jego użyciu gładka i przyjemna w dotyku. Naprawdę bardzo mi to serum podpasowało, co zresztą widzicie po zużyciu.

Z kolorówki też mam kilka rzeczy do pokazania. Po pierwsze podkład Catrice Made to Stay 24H w odcieniu 005. To dobrze kryjący podkład, który na mojej buzi im dłużej jest tym lepiej wygląda. Po samej aplikacji jest w porządku, ale w ciągu dnia jakby zlewał się ze skórą i wygląda bardzo ładnie, świeżo, promiennie. Nie ściera mi się, nie robi dziwnych plam. W ciągu dnia nie muszę się martwić o jego wygląd. Oczywiście plus za jasny odcień, który dla mnie powoli robi się za jasny - uroki majowych wycieczek rowerowych ;)

Ulubiony korektor w maju to Collection Lasting Perfection numer 02. Jest rewelacyjny. Cechuje go wysoka siła krycia i długotrwałość. Korektor lekko zastyga i nie przesuwa się w ciągu dnia. Lubię nakładać go pod oczy i dobrze mi się w tej roli sprawdza.


Na miano majowego ulubieńca zasługuje również paleta do konturowania The Balm. Służyła mi bardzo dobrze przez cały miesiąc i genialnie sprawdziła się też na wyjeździe. Tak naprawdę to kompaktowy zestaw 8 pudrów, które pozwalają na stworzenie konturowania marzeń. Rozświetlacze są bardzo eleganckie i subtelne, a brązery idealnie się nakładają i rozcierają. Z jasnych pudrów korzystam w celu utrwalenia korektora pod oczami i rozjaśnienia środka twarzy. Róż także jest przeze mnie wykorzystywany - ma bardzo ładny, neutralny odcień.


Mój makijaż oczu w maju to jedynie lekkie wymodelowanie oka brązerem i nałożenie złotej folii z Makeup Revolution. Ten produkt to petarda i wiem, że na pewno kupię jego kolejne opakowanie, bo w moim jest już znaczny ubytek. Te drobineczki dodają uroku każdemu makijażowi. Nie są bazarowe i cudownie migoczą w słońcu. Ten minimalny dodatek błysku cudownie rozświetla cały makijaż i sprawia, że ludzie pytają co tak pięknie migocze ;))


Ulubieńcem jest również mascara L'oreal VML So Couture, o której staram się Wam co jakiś czas przypominać. Według mnie to najlepszy tusz do rzęs. Jest ultratrwały, nie odbija się, nie kruszy. I ma najwygodniejszą silikonową szczoteczkę na świecie.


Usta w maju zdominowało testowanie matowych pomadek marki Nabla. To naprawdę świetne produkty. Kolory, które nosiłam w sumie na zmianę to Sweet Gravity i Roses. Są mocno lejące, wysychają na mocny mat i trzymają na ustach wieki ;) Według mnie jedne z lepszych matowych szminek, które mam. Jeśli szukacie komfortowych matowych pomadek to te są jak najbardziej na plus. Mają też śliczne odcienie ;)


I to wszyscy majowi ulubieńcy. Koniecznie podzielcie się ze mną swoimi hitami ;) Może macie do polecenia jakiś ciekawy puder sypki albo migoczące cienie? Dajcie znać :) ;)
Makijaż nowościami | Festival look: Pierre Rene, Lirene, Inglot, Gosh, Eylure, The Balm, Nabla

16:51

Makijaż nowościami | Festival look: Pierre Rene, Lirene, Inglot, Gosh, Eylure, The Balm, Nabla

Jak już pewnie wiecie w ostatni weekend miałam okazję brać udział w III edycji konferencji Meet Beauty. Wszystko miało miejsce w podwarszawskim Nadarzynie w hali Ptak Warsaw Expo. Podczas dwóch bardzo aktywnych dni brałam udział w wielu wykładach i warsztatach. Co więcej sporo warsztatów kończyło się wręczeniem upominków - różnych kosmetyków. Sponsorzy bardzo o nas zadbali i do domu wracałam z ogromną ilością siateczek i toreb. Na oko - przywiozłam ze sobą kilka kilogramów kosmetyków, które zaczynam intensywnie testować. 

Stąd też dzisiejszy makijaż. Postanowiłam zrobić coś bardziej kreatywnego i wykorzystać nowości, które przywiozłam z Nadarzyna. Kosmetyki, których użyłam wypisałam Wam na dole pod zdjęciami. Chcę jednak wspomnieć w tym miejscu o cuuuuudownym rozświetlaczu marki Pierre Rene. To ogromny 20 gramowy dysk o złocistym odcieniu beżu. Jest tak piękny i elegancki, że aż ciężko opisać to słowami. Jeżeli chcecie kupić jakiś ciekawy rozświetlacz to jestem przekonana, że ten się Wam spodoba ;)





Kosmetyki, które zostały użyte w tym makijażu:

TWARZ: 
*podkład Lirene Perfect Tone numer 120
*korektor Collection Lasting Perfection numer 2
*puder Kobo Brightener Matte Powder odcień Banana
*brązer Sephora Sun Disk
*brązer My Secret
*rozświetlacz Pierre Rene Highlighting Powder
*róż The Balm Frat Boy
OCZY: 
*pomada do brwi Nabla odcień Venus
*żel do brwi Golden Rose
*cień Nabla w odcieniu Absinthe (moja nowa miłość <3)
*cień Nabla Peach Velvet
*baza NYX Glitter Primer
*pigment Inglot numer 120
*czarny cień z paletki Sleek OSS
*tusz do rzęs L'oreal VML So Couture (tak, zapomniałam o wytuszowaniu dolnych rzęs)
*zielona kredka Essence numer 12 I HAVE A GREEN
*srebrny brokatowy eyeliner Golden Rose
*klej do rzęs Lash Grip 
*rzęsy Eylure numer 143
USTA:
*konturówka do ust Pierre Rene Lip Matic 02
*pomadka Pierre Rene Hydra Elegance H09
Blogowy grudzień: Bazy Lirene - No Pores & Be Glam + majmejkapowe życzenia świąteczne

07:00

Blogowy grudzień: Bazy Lirene - No Pores & Be Glam + majmejkapowe życzenia świąteczne

Jeśli śledzicie mnie na Instagramie to na pewno wiecie, że kupiłam sobie niedawno dwie bazy pod makijaż marki Lirene. Skusiłam się na nie, ponieważ bardzo chciałam je przetestować i w dodatku była spora obniżka.

Od momentu zakupu intensywnie je testuję i już co nieco mogę o nich powiedzieć, więc postanowiłam poświęcić im oddzielny post na blogu.


Obydwie tubki są pakowane w eleganckie kartonowe pudełeczko. W cenie regularnej kosztują 30zł. Na pewno można je kupić w Naturze i Rossmannie.


Obie bazy mają konsystencję lekkiego kremu. Nie są to bazy typowo silikonowe, takie żelowe. Skóra po ich użyciu nie jest taka śliska w dotyku jak po bazie silikonowej. Szybciutko się wchłaniają i już po chwili można aplikować podkład.


Z tego co zauważyłam to te bazy dogadują się ze wszystkimi podkładami, które mam. Nie mam problemów z ich nakładaniem. Nie rolują się i nie ważą. Skóra pozostaje wygładzona.


Bazy różnią się między sobą właściwościami. Be Glam to typowo rozświetlający produkt. Nadaje skórze blasku i sprawia, że się mieni. Muszę przyznać, że daje naprawdę ładny efekt - taki bardzo świeży.

Baza No Pores natomiast to baza matująca, która ma niwelować widoczność porów. Co do matowienia to wydaje mi się, że jest w porządku,a jeśli chodzi o pory no to tutaj niewiele mogę powiedzieć, ponieważ ten problem mnie nie dotyczy.


Ogólnie jeśli szukacie jakiejś fajnej drogeryjnej bazy to te polecam Wam jak najbardziej. Są lekkie, niewyczuwalne na skórze, a robią to co nich należy ;)

***

Korzystając z okazji pragnę złożyć życzenia z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia. Życzę Wam z całego majmejkapowego serduszka abyście ten magiczny czas spędziły w gronie bliskich na wspólnym kolędowaniu i rozmowach, aby dopisywało Wam zdrówko, a Wasze buzie były radosne i oczywiście aby pod choinką znalazło się to co sobie wymarzyłyście ;)
Ściskam gorąco Kama ;) ;*

18:43

Fluid matujący Under 20

Słuchajcie! Znowu udało mi się kupić rewelacyjny produkt. Mój podkład z Avonu jest już na wykończeniu i już od kilku dni szukałam lepszego (!) zastępcy dla niego. Poszłam do Rossmanna, oglądałam różne szafy i podkłady, potem podeszłam do półki z kosmetykami Lirene, Soraya i Under 20. Wszystkie fluidy były na promocji :)
Zastanawiałam się nad fluidem Lirene, ale w końcu stwierdziłam, że tubka nie jest praktyczna. W ostateczności wzięłam fluid matujący Under 20 - z pompeczką.
Opakowanie standardowe - 30ml pojemności, zgrabna plastikowa buteleczka. Wybrałam odcień Sandy Matt (110), bo najbardziej dopasował się do koloru mojej skóry. Fluid ma delikatną, kremową konsystencję i nie zapycha porów. Bardzo podoba mi się jego świeży grapefruitowy zapach i to, że matuje na długi czas. Co więcej, jedno naciśnięcie pompki dozuje ilość podkładu, która wystarcza na pokrycie całej buźki. Nie zauważyłam żeby podkreślał suche skórki, no może delikatnie w okolicy nosa.
Ogólnie baaardzo polecam! :D
Copyright © majmejkap , Blogger