Nie ma się co oszukiwać. Trzeba przyznać, że gąbeczki w kształcie jajka przeprowadziły niemałą rewolucję jeśli chodzi o aplikację makijażu. Profesjonalne narzędzie wizażystów przeszło z ich kufrów do codziennego użytku przez (nie)zwyczajne kobiety. Pierwotnym produktem był oczywiście kultowy Beauty Blender, na podstawie którego starano stworzyć tańsze odpowiedniki. Ja sama przeszłam przez wiele takich gabek, miałam również oryginalny BB. Z tego co tak szybko przychodzi mi do głowy to miałam jajko Real Techniques, Nanshy, Glam Sponge, Blend It!, różne cuda z Aliexpress i ostatnio katuję Wibo Pro Beauty Sponge. I właśnie o tej ostatniej będzie dzisiaj.
Swoją pierwszą gąbkę Wibo kupiłam niedługo po rossmannowej promocji na wiosnę. Sądzę, że było to mniej więcej w połowie maja. Przyznam, że byłam jej naprawdę bardzo ciekawa, bo w końcu to niełatwe zadanie znaleźć w drogerii dobrą gąbkę tego typu. Wtedy do koszyka włożyłam ostatni dostępny w szafie egzemplarz.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak mocno ją pokocham...
Zacznę od tego, że gąbeczka opakowana jest w bezbarwne pudełeczko i kosztuje 18,99 zł w cenie regularnej. Ma piękny różowy odcień, fuksja można by rzec.
Oryginalnie bez namoczenia jest całkiem miękka, więc już samo to dobrze jej wróży. Po namoczeniu oczywiście zwiększa swoje rozmiary i staje się ultramiękka i sprężysta. Co ważne, nie puszcza farby.
Materiał z którego jest wykonana nie przypomina mi żadnego, z którym miałam do czynienia wcześniej. Gąbka łatwo oddaje wodę po odciśnięciu i natychmiast wraca do swojego kształtu. Dodam również, że bardzo łatwo się ją czyści z wszelkiego rodzaju kosmetyków, nawet zwykłym mydłem w kostce.
Na zdjęciu widzicie gąbkę, której używam od maja. Jak widzicie jest w stanie bardzo dobrym. Czyściutka, bez grama podkładu czy korektora. Widać na niej jedynie drobne pęknięcia, bo niestety parę razy przegrała z moimi paznokciami. Muszę jednak przyznać, że i tak jestem w szoku w jak dobrym jest ona stanie. Pamiętam, że gąbka Nanshy podarła mi się już po pierwszym myciu.
W porównaniu z nową sztuką widać, że nieco wyblakła, ale nadal trzyma swój kształt i wciąż jest miękka.
Zauważyłam, że nie zjada dużo podkładu podczas aplikacji. Bardzo szybko go rozprowadza, pozostawiając cieniutką warstwę produktu. Czubek gąbki pozwala na aplikację korektora pod oczami i dotarcie do wszystkich ciężej dostępnych miejsc na twarzy.
Ja tego jajka używam również do aplikacji pudrów sypkich i w tej roli również super mi się sprawdza.
Dla mnie to narzędzie numer 1 przy codziennym makijażu.
Jeżeli lubicie gąbeczki tego typu, ale szukacie czegoś dostępnego stacjonarnie i w przystępnej cenie to gorąco polecam to jajeczko z Wibo. Na pewno będziecie zadowolone ;)
Musze ja zakupic, jak na tak dlugi okres uzywania wyglada swietnie :D
OdpowiedzUsuńDla mnie jest jakoś zbyt twarda. Może się jeszcze do niej przekonam. Póki co numerem 1 u mnie jest oryginalny BB a na 2 miejscu gabeczka Boho Beauty. Jest tak mięciutka jak blend IT ale o wiele wiele trwalsza.
OdpowiedzUsuńTej gąbki jeszcze nie miałam, ale myślę, że na najbliższej promocji będę na nią polować;) obecnym faworytem jest blend it! :)
OdpowiedzUsuńMuszę to kupić:)
OdpowiedzUsuńlubię aplikować makijaż takimi gąbeczkami, tej z wibo jednak jeszcze nie miałam
OdpowiedzUsuńNieraz tanie jest lepsze niż to droższe :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMam jedynie gąbeczkę z Ebelin, ale nie jest to moje ulubione akcesorium do makijażu.
OdpowiedzUsuń