11:44

Ulubieńcy lutego | AA, Lirene, Hean, Paese, Pierre Rene, My Secret

Wiedziałam, że luty przeleci błyskawicznie i cieszę się, że wczoraj był już jego ostatni dzień. Od kilku już dni totalnie czuję wiosnę, a po śnieżnych zaspach zostało tylko wspomnienie i psie kupy na chodnikach (swoją drogą nie rozumiem dlaczego ludzie nie sprzątają po swoich czworonożnych podopiecznych). Mam nadzieję, że marzec będzie ładny i słoneczny, bo słonko daje jednak tą energię, od razu wszystko się chce robić i motywacja wzrasta o milion procent ;) A dzisiaj, jeszcze w lutym, pora na ulubieńców kosmetycznych miesiąca. Jak tak patrzę na ten leżący przede mną stosik kosmetyków to wszystkie produkty są polskie! Absolutnie wszystkie! A to oznacza tylko tyle, że polskie znaczy dobre, a często nawet lepsze od kosmetyków zagranicznych marek za które nierzadko musimy płacić krocie! Jeśli taka tematyka Was interesuje to zapraszam do lektury dzisiejszego posta :) 

Na początek takie moje super odkrycie. W sumie to jest to produkt na pograniczu pielęgnacji i makijażu, bo mówię tutaj o produkcie marki AA Hollywood Glow by Magda Pieczonka. Przez producenta jest określony jako serum-baza. Dorwałam je kiedyś w Hebe i kocham miłością wielką od pierwszego użycia. Ten produkt rewelacyjnie przygotowuje skórę do makijażu: nawilża ją, rozświetla i pozostawia taką delikatnie lepką warstewkę, która jest "klejem" dla podkładu. Ma przyjemną kremowo-żelową konsystencję. Dodam jeszcze, że ten produkt jest szalenie wydajny, bo używam go naprawdę często, a zużycia praktycznie nie widać ;)

Teraz podkład. W lutym bardzo przyjemnie używało mi się podkładu Lirene Natura, który kupiłam w Rossmannie na jakiejś promce. Wiecie, że jest to naprawdę super kosmetyk? Byłam nim naprawdę zaskoczona i sięgałam po niego niezwykle często. Mój - 310 Vanilia, ma bardzo ładny, beżowy i dość neutralny odcień, który aktualnie muszę delikatnie rozjaśniać białym mixerem. Szybciutko się go rozprowadza, jest plastyczny, a jego wykończenie jest takie, hm... mokre? No, takie świetliste w sensie. Skóra wygląda tak pięknie, zdrowo i promiennie. Jego właściwości wpisują się idealnie w to, co aktualnie bardzo w podkładach lubię. Jego krycie jest dość delikatne, ale dobudujecie go do średniego. No bardzo go polecam, bardzo. Tym bardziej, że jest to podkład naturalny ;)

Moim ulubieńcem jest również puder Hean Ever Glow, który pojawia się w ulubieńcach po raz drugi, a jego dokładną recenzję możecie zobaczyć tutaj. Jestem tym pudrem zachwycona i obecnie używam go bezpośrednio na podkład, ale na bokach twarzy. Środek twarzy zostaje zmatowiony innym pudrem ;) To jak puder Hean wygląda na skórze to jest jakiś kosmos i jeśli miałabym powiedzieć Wam, co musicie kupić po dzisiejszych ulubieńcach to właśnie powiedziałabym, że ten puder! Jeżeli makijaże z efektem glow są bliskie Waszemu sercu i lubicie kiedy skóra nie wygląda sucho to ten kosmetyk będzie Waszym najlepszym przyjacielem.

W lutym używałam praktycznie bez przerwy brązera My Secret Tropical Kiss, który zdecydowanie dobija już dna i będę musiała kupić jego nowe opakowanie. Co więcej, poza policzkami ten brązer był też moim cieniem do powiek. Przez cały miesiąc lądował na powiekach, przepięknie modelując kształt oka, a moja mama nie mogła wyjść z zachwytu jak ładnie to wygląda. Skończyło się na tym, że miałyśmy jeden puder na spółę i mama też jest z niego bardzo zadowolona ;) Oczywiście w swojej pierwotnej roli sprawdza się równie dobrze, ale o tym pisałam już milion razy, bo nie po raz pierwszy ten brązer pojawia się w ulubieńcach.

Jeśli chodzi o rozświetlacz to przypomniałam sobie o Paese Wonder Glow, który chyba jednak był przeze mnie traktowany po macoszemu, bo niedługo po tym jak go kupiłam to pojawił się Turbo Hajlajt i Paese poszedł szybko w odstawkę. A tu, proszę państwa, okazuje się, że jest to rozświetlacz petarda. Przepiękne jasne złotko, które pięknie wygląda w słońcu. Zero drobinek - czysta tafla. Spokojnie mogę powiedzieć, że jest to nowa generacja rozświetlaczy - nie wygląda sucho na skórze. Jeżeli szukacie świetnego rozświetlacza, którego efekt da się stopniować to myślę, że tym powinnyście się zainteresować ;) 

Udało mi się kupić nową konturówkę Pierre Rene w odcieniu 07, która jest moim ulubionym odcieniem nude. Wiem, że teraz ciągle chodzimy w tych maseczkach, ale ja nie rezygnuję z malowania ust. Tą konturówką wypełniam przeważnie całe usta i na to nakładam jakiś błyszczyk albo pomadkę. Uwielbiam ją za kremową formułę i łatwość aplikacji + trwałość. 

I to byłaby cała gromadka moich lutowych ulubieńców. Bardzo przyjemnie używa mi się każdego z pokazanych Wam dzisiaj produktów i w marcu będę to z pewnością kontynuować :) A teraz jak zawsze czekam na Wasze polecenia hitów kosmetycznych. Jestem ciekawa co sprawdziło się w lutym Was ;)


4 komentarze:

  1. Wielką fanką baz nie jestem ale ta z marki AA mnie naprawdę zaciekawiła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za Lirene, też na pewno go kupie po Twoim poście, cena też jest przekonująca;) Jeżeli akurat o podkłady chodzi to mam największy z nimi problem. Ostatnio i to bardzo długo, miałam podkład od Max Factor, byłam zadowolona ale jakoś mi się już "przejadł" i może właśnie spróbuje ten co polecałaś. Głównie i tak kupowałam online, robię raczej już większe zakupy w drogeriach internetowych jak mi się pokończą kosmetyki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawe zestawienie "ulubieńców", ja też używam pudru od Hean i jestem z niego bardzo zadowolona, więc również go polecam każdej z Was.

    OdpowiedzUsuń

Szczerze dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Jeśli mój blog Ci się podoba - dołącz do grona moich obserwatorów i bądź ze mną na bieżąco :) I proszę nie zostawiaj linków do swojego bloga, bo to nie miejsce na reklamę. Odwiedzam blogi swoich komentujących i chętnie zostanę obserwatorem jeśli znajdę na nim interesujące treści ;)

Copyright © majmejkap , Blogger