20:32

GLAMSHOP Turbopigmenty | 6 kolorów | Swatche i moja opinia + dużo zdjęć

O tym, że kupię Turbopigmenty wiedziałam kiedy tylko pojawiły się o nich pierwsze informacje. Swatche, które Hania pokazywała na swoim Instastory mówiły same za siebie - to miało być niebo. Moje serce biło wtedy naprawdę mocno! W dzień premiery chciałam je zamówić, ale bałam się, że może one będą jakimś niewypałem i co ja potem z nimi zrobię. Dodam, że jeden cień kosztuje 25 zł, więc wolałam się nieco wstrzymać i poczekać aż pojawią się jakieś recenzje w sieci. Dzisiaj mogę jedynie przeprosić za moje negatywne myśli ;)


I tak mój apetyt na te cuda rósł z dnia na dzień, bo wszystkie opinie były pozytywne (spotkałam się tylko z jedną negatywną) i każdy mówił, że to jest coś wyjątkowego. Oglądając swatche w sieci po prostu szalałam z zachwytu. I tak w końcu nadszedł ten dzień kiedy zrobiłam zakupy w Glamshopie zamawiając pierwsze 6 turbotów. Nie ukrywam, że zamówienie byłoby większe, ale część interesujących mnie odcieni była wtedy niedostępna. Pewnie w kwietniu domówię kolejne tak aby zaspokoić swoje srocze potrzeby.

Przechodząc do sedna: kolory, które chcę Wam zaprezentować to Lala, Top nude, Asteroid, Steryd, Zorza oraz Wino musujące.

LALA - różowo - zielony duochrom
TOP NUDE - piękna jasna brzoskwinia
ASTEROID - złocisty brąz z fioletowymi i złotymi drobinkami
STERYD - ciemne złoto ze złotymi drobinkami
ZORZA - niebiesko - fioletowy duochrom ze złotymi drobinkami
WINO MUSUJĄCE - rudość z nutą czerwieni ze złotymi i różowymi drobinkami



Co pozytywnie mnie zaskoczyło w tych cieniach? Ich formuła. Przyznam szczerze, że spodziewałam się suchej konsystencji, takich wyczuwalnych płatków i drobinek w kontakcie z palcem. A tu wow! Masełko! Cienie są aksamitne i przyjemne w dotyku. Nie sypią się przy nabieraniu, ale nie odważyłabym się ich nakładać na oko bez lepkiej bazy. I tutaj z pomocą przychodzi oczywiście NYX Glitter Primer, który jest stworzony do tego typu produktów.


Warto zwrócić uwagę na bardzo delikatne sprasowanie tych pigmentów. Trzeba z nimi mocno uważać i zwracać uwagę aby ich nie upuścić, bo obawiam się, że po spotkaniu z podłogą uzyskamy sypką wersję pigmentu, która nie jest już tak przyjazna i łatwa w aplikacji.




Uważam, że te pigmenty są fenomenalne i ich cena wcale nie jest wysoka. Jakość naprawdę rozwala i sądzę, że gdyby to był produkt wypuszczony przez ABH, Hudę Beauty czy coś tego pokroju to cena byłaby co najmniej czterokrotnie wyższa. Możemy być dumne, że Turbopigmenty są polskim produktem - spokojnie mogą zawojować cały świat!!


Ich wykończenie jest tak nieoczywiste, tak wielowymiarowe, że naprawdę ciężko ubrać mi to w słowa. Polecam meeeeega mocno, naprawdę! Do pracy w zawodzie wizażysty, dla własnej potrzeby. Jeżeli kochacie błysk to te cienie przeniosą Wasze makijaże na wyższy poziom. Chyba śmiało mogę powiedzieć, że Turboty są piękniejsze od pigmentów Inglota :D



7 komentarzy:

  1. Mam i uwielbiam. Nie ma dnia żebym któregoś ze swojej kolekcji nie użyła w makijażu. Kocham turboty i ich błysk.

    OdpowiedzUsuń
  2. ładny błysk, ale na mnie się nie sprawdzają...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że miałam taki moment szału gdzie dodałam do koszyka kilka kolorów i miałam je kupić. Po przemyśleniu jednak stwierdziłam, że nie i zrezygnowałam. Piękne są, ślicznie błyszczą, ale myślę, że nie miałabym ich gdzie i jak używać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, że polskie kosmetyki są bardzo dobrej jakości i mozemy być z nich dumne ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten opalający fiolet ma bardzo ładny kolorek.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam 7 turbo pigmentów. Docelowo będzie 10;).
    Są fenomenalne <3.

    OdpowiedzUsuń

Szczerze dziękuję za każdy pozostawiony komentarz. Jeśli mój blog Ci się podoba - dołącz do grona moich obserwatorów i bądź ze mną na bieżąco :) I proszę nie zostawiaj linków do swojego bloga, bo to nie miejsce na reklamę. Odwiedzam blogi swoich komentujących i chętnie zostanę obserwatorem jeśli znajdę na nim interesujące treści ;)

Copyright © majmejkap , Blogger