Aktualnie mam w swojej kolekcji palet jedynie obie wersje Dreamy i dzisiaj (po roku od zakupu) chciałabym Wam napisać o niej wszystko. Recenzję pierwszej wersji możecie sobie zobaczyć klikając tutaj. Dzisiaj wciąż podtrzymuję, że jest to rewelacyjna paleta - jedna z moich absolutnie ulubionych. O dzisiejszej bohaterce też już pisałam, ale było to niedługo po zakupie. Ten wpis możecie zobaczyć tutaj. Dzisiaj chcę nieco rozbudować poprzednią recenzję, bo szczególnie w ostatnich tygodniach używam jej bardzo intensywnie, a wydaje mi się, że właśnie najistotniejsza jest kwestia pracy z danymi cieniami i ich trwałość podczas użytkowania, a nie swatche na ręce ;)
Także jeśli jesteście ciekawe co sądzę po roku o tej palecie to zapraszam do lektury ;)
Zacznę od tego, że absolutnie zgadzam się z tym co pisałam poprzednio, że ta paletka jest absolutnym dziełem sztuki. Szata graficzna, ale też jakość opakowania, dobór kolorów i wykończeń cieni jest po prostu rewelacyjna. Tutaj po prostu nie można się do niczego przyczepić. Wszystko jest idealnie dopracowane i po prostu piękne.
Swatchując cienie da się wyczuć ich różnorodny stopień zmielenia i sprasowania. Klasyczne maty są gładkie, te lateksowe są miękkie i plastyczne, w brokatowych czuć drobinki, a perły są jak masełko.
Opis cieni wzięłam sobie z tego poprzedniego wpisu żebyście wiedziały o jakiś cieniach ja mówię i co w tej palecie znajdziemy:
PANTHEON - klasyczny matowy beż, dość jasny o lekko waniliowym zabarwieniu;
REM - prasowany pigment, granatowa półprzejrzysta matowa baza z milionem granatowych i srebrnych drobinek;
NEW PAST - klasyczny matowy ciemny ciepły brąz, niezwykle głęboki i szlachetny;
ONIRIC - foliowy cień w kolorze starego złota, miękki i szalenie intensywny;
LIBETINE - prasowany pigment w odcieniu złota, daje foliowo-brokatowe wykończenie;
LUCID DREAM - foliowy cień, transparentna baza z milionem złotych drobinek, według mnie to taki topper na inne cienie lub do stosowania solo w celu rozświetlenia powieki;
AMARCORD - foliowy cień w kolorze miedzi, cudownie mieni się dzięki złotym drobinkom;
MIRABILLA - foliowo-błyszczący cień, w fioletowej bazie zatopione złote i fioletowe drobinki;
DIONYSUS - pierwszy z lateksowych matów w palecie, cudowny wiśniowy kolor;
DEJA VU - klasyczny matowy cień, średni odcień brązu idealny jako cień transferowy;
HIDDEN PLACE - foliowy cień, dość ciężki do opisania, mamy tutaj ciemną brązową bazę i różowe, fioletowe i złote drobinki;
OFFLINE - drugi lateksowy matowy cień w tej palecie, w opakowaniu wygląda niemal na czarny, a tak naprawdę jest to bardzo intensywny bakłażanowy odcień
I wiecie co? Schody zaczynają się już przy beżowym cieniu. Tutaj pigmentacja jest słaba, dla mnie zbyt słaba. Ja oczekuję od beżowego matowego cienia, aby miał mocną pigmentację i żebym była nim w stanie np. wyczyścić granice cieniowania.
Cień Rem jest przepiękny w palecie, ale oddanie tego efektu na powiece jest niemożliwe. Ta niebieska baza jest półtransparentna i tak naprawdę to na skórę przenoszą się same drobinki.
Mam też problem z dwoma lateksowymi matami z tej palety... Ich formuła jest taka bouncy, mają boską pigmentację i kolory i faktycznie to wykończenie jest takie lateksowe. Jednak na oczach te cienie w ciągu dnia robią plamy, przecierają się, co wygląda bardzo nieestetycznie.
Pozostałe cienie są genialnej jakości i nie ma z nimi żadnych problemów. Osypują się podczas pracy, ale przypominam, że są to prasowane pigmenty, które z natury są bardziej lotne.
Do moich absolutnie ulubionych cieni w tej palecie należą: New Past, Oniric, Mirabilia, Amarcord, Libertine oraz Lucid Dream. Uwielbiam też te lateksowe maty, ale używam ich tylko do zdjęć, bo na dłuższe wyjścia kompletnie się nie sprawdzają, a szkoda, bo są naprawdę obłędne.
Na pewno mogę powiedzieć, że ta wersja palety Dreamy już w całości nie zachwyca, bo cienie mają sporo mankamentów. Szkoda, bo są przepiękne i paleta wiele obiecuje tymi kolorami i wykończeniami. Mimo wszystko cieszę się, że ją mam, bo odcienie są naprawdę unikatowe. Nie mogę jej jednak polecić z czystym sumieniem, bo mogłaby być lepsza. Czekam aż marka poprawi formułę cieni lateksowych, bo widzę w nich ogromny potencjał.
Jestem ogromnie ciekawa czy macie paletkę Nabla Dreamy 2 The Mystic Palette i jak sprawdza się ona u Was. Koniecznie zostawcie swój komentarz na dole! ;))
Te złoto mi się spodobało w tej palecie.
OdpowiedzUsuńwww.natalia-i-jej-świat.pl
Tej palety nie mam ale uwielbiam cienie Nabli :D
OdpowiedzUsuńKupiłam tę paletę w promocji, ale jakoś mi nie podeszła niestety. Jeśli cokolwiek używałam, to lucid dream I hidden place, choć szczerze, to nie chce mi się specjalnie wyciągać tej palety, żeby użyć jednego cienia
OdpowiedzUsuń