15:56

Ulubieńcy stycznia | Kobo, Lovely, Golden Rose, Too Faced, Fenty Beauty

Ulubieńcy stycznia | Kobo, Lovely, Golden Rose, Too Faced, Fenty Beauty

15:56

Ulubieńcy stycznia | Kobo, Lovely, Golden Rose, Too Faced, Fenty Beauty

Jak to możliwe, że za nami pierwszy miesiąc tego roku? Mi styczeń minął błyskawicznie, a wszystko przez sesję, która tak naprawdę jeszcze u mnie na studiach trwa. Żeby troszkę oderwać się od książek i odpocząć od nauki postanowiłam przygotować kosmetycznych ulubieńców stycznia. Jeżeli taka tematyka Was interesuje i chcecie się dowiedzieć co takiego sprawdzało mi się w styczniu i po co najchętniej sięgałam to zapraszam do dalszej części tego wpisu.

W kwestii pielęgnacji muszę podzielić się z Wami dwoma produktami. Po pierwsze peeling marki Too Cool For School. Udało mi się go wyhaczyć na promocji w Sephorze. Jest bardzo dobrym ździerakiem do twarzy i pięknie pachnie kokosem. Sięgam po niego z przyjemnością i bardzo Wam go polecam.

Bardzo ciekawym produktem jest też hydrolat z pelargonii marki Full Mellow, którego używam codziennie rano i wieczorem po mojej standardowej pielęgnacji. Mega odświeża i relaksuje. Atomizer jest bardzo dobry, ponieważ mocno rozprasza produkt i robi z niego prawdziwą mgiełkę.


Makijaż zwykle zaczynam od bazy. W styczniu u mnie królowała ta od Pierre Rene. Jest to właściwie taki olejek a'la Duraline, ale ja sobie ten produkt zaadaptowałam jako bazę pod makijaż i w tej roli super mi się sprawdza. To Liquid Primer marki Pierre Rene. Uwielbiam go używać pod mocno kryjące podkłady, ponieważ dodaje im lekkości, bardziej naturalnego wykończenia i przedłuża trwałość całego makijażu. Cały wpis na temat produktu znajdziecie tutaj.

Drugą bazą, której działanie kocham od pierwszego użycia to Too Faced Peach Perfect. Ja co prawda mam miniaturkę tego produktu, ale jest ona bardzo wydajna i zdążyłam się z tą bazą mocno zaprzyjaźnić. Na mojej liście zakupów ta baza znajduje się w czołówce i na pewno ją kupię. Niesamowicie przedłuża perfekcyjny wygląd makijażu, minimalizuje ewentualne zbieranie się podkładu.

Korektorem, którego używałam najczęściej jest Wet'n'Wild Photofocus, który bardzo dobrze znam i polecałam Wam go już na blogu niejednokrotnie. Świetna jakość, kremowa formuła i dobre krycie. Bardzo ładnie wygląda pod oczami i naprawdę lubię go używać ;)


Puder, który faktycznie przebił wszystkie sypkie pudry dostępne w drogeriach to Lovely Baking Time, o którym już pisałam w styczniu (tutaj!). Jest idealny, pięknie utrwala makijaż, ma lekko żółty odcień i super sprawdza się przy bakingu. Daje super naturalne wykończenie, nie jakiś tępy, kredowy mat. Uwielbiam go, skończyłam pierwsze opakowanie i teraz rozglądam się za kolejnym, ale nie mogę go nigdzie zdobyć.

Kolejny produkt to brązer Kobo w odcieniu Nubian Desert, który towarzyszył mi praktycznie każdego dnia. To chłodny puder, raczej do konturowania niż do opalania twarzy. Bardzo przyjemnie mi się z nim pracuje, ponieważ jego intensywność można stopniować i łatwo się blenduje.

Muszę też koniecznie napisać Wam o mgiełce Wet'n'Wild, którą uwielbiam! Dziewczyny ona jest genialna! Nie dość, że zdejmuje pudrowość z twarzy i scala wszystkie warstwy to jeszcze tak mocno utrwala makijaż, że szok! Opakowanie jest małe, bardzo poręczne i przyjazne podróżom. Rozejrzyjcie się za tą mgiełką, bo jest super!


W mijającym miesiącu powróciłam do żelu do brwi z Golden Rose i to nim utrwalałam swoje brwi. Ten żel jest najmocniejszym jakiego do tej pory używałam i mam go zawsze w swojej szufladzie. Bardzo mi się podoba efekt jaki daje, bo włoski nim utrwalone wyglądają na jakby mokre. 

Makijaż oka stał pod znakiem  cienia marki L'oreal, który mogłyście podziwiać w tym wpisie. Masa migoczących drobinek dopełniała delikatne cieniowanie wykonane brązerem.

Wciąż używam mascary Too Faced Better Than Sex i muszę przyznać, że jest ona naprawdę genialna. Bardzo ładnie rozdziela rzęsy i sprawia, że wyglądają obłędnie. Zupełnie zasługuje na miano ulubieńca ;)

Na moich ustach w styczniu lądował najczęściej duet w postaci konturówki Golden Rose Dream Lips numer 527 oraz błyszczyk Fenty Beauty w odcieniu Fu$$y. Takie różane usta bardzo mi się podobają i pasują do mojej urody. Kolor idealny do wyjścia na uczelnię. Nie polecam błyszczyków i rozpuszczonych włosów, bo nagle wszystkie się do niego przylepiają ;) Kucyki i warkocze są wtedy jak najbardziej wskazane ;) :)


I to wszyscy ulubieńcy, o których chciałam Wam dzisiaj opowiedzieć. Napiszcie mi proszę o swoich styczniowych hitach! Może odkryłyście coś nowego? ;)

18:39

Zestaw rozświetlaczy Becca Enchanted Glow | Odcienie: Moonstone, C Pop, Opal | Recenzja + swatche

Zestaw rozświetlaczy Becca Enchanted Glow | Odcienie: Moonstone, C Pop, Opal | Recenzja + swatche

18:39

Zestaw rozświetlaczy Becca Enchanted Glow | Odcienie: Moonstone, C Pop, Opal | Recenzja + swatche

Te z Was, które są ze mną na bieżąco na pewno pamiętają ten post, w którym to wyjaśniłam dlaczego czuję się rozczarowana rozświetlaczem Becca w odcieniu Rose Gold. Wspomniałam tam również o tym, że pewnie jeszcze spróbuję innych odcieni żeby przekonać się czy wszystkie te rozświetlacze są tak słabe czy zależy to od konkretnego odcienia. Na mojej liście życzeń pojawił się świąteczny zestaw rozświetlaczy Becca Enchanted Glow i tak się złożyło, że znalazłam go pod choinką. Zresztą pokazywałam go już w wielkim haulu noworocznym, który możecie zobaczyć tutaj.


To trio opakowane było w piękne kartonowe pudełko w białym połyskującym kolorze ze złotymi napisami. Zostawiłam je, ponieważ samo w sobie jest piękną ozdobą i stoi sobie na półce w moim pokoju. Jego cena to 145 złotych, ale z tego co widzę to nie jest on już dostępny na stronie. 

Same rozświetlacze mają standardowe zminiaturyzowane opakowania pełnowymiarowych produktów, są porządne i naprawdę urocze. Każdy rozświetlacz ma w środku maleńkie lustereczko. Ich gramatura to 2,4 g.


Cieszę się, że w zestawie są te najbardziej popularne odcienie: Moonstone, Opal oraz C Pop. Wszystkie są odpowiednie dla karnacji Polek i na pewno przydadzą mi się one w kufrze, do pracy. 

Dużym minusem, o którym wspomniałam we wpisie o rozświetlaczu w odcieniu Rose Gold był fakt, że ten  rozświetlacz zostawiał po sobie smugę koloru i masę drobinek, które są widoczne na skórze. Bałam się, że inne rozświetlacze Becca będą dawały taki sam efekt. 

Muszę jednak przyznać, że odetchnęłam z ulgą, ponieważ odcienie z tego zestawu nie mają w sobie koloru. Nie zostawiają na skórze plam i smug.

Mam jednak małe zastrzeżenia co do ich wyglądu na skórze, bo tak, faktycznie dają taflę, ale w tej tafli można doszukać się drobinek brokatu. Poza tym nie jest ona tak intensywna jak np. tafla rozświetlaczy My Secret czy The Balm. Tłumaczę sobie, że może właśnie to jest domena marki, że rozświetlacze mają być subtelne i delikatne, ale osobiście wolę mocniejszy efekt. Tutaj blask jest, ale zdecydowanie bardziej stonowany. 

Na zdjęciu macie swatche tych rozświetlaczy. Najciemniejszy i najbardziej pomarańczowy to odcień Rose Gold, o którym pisałam kiedyś.



Moonstone - odcień jasnego, połyskującego złota

Opal - odcień neutralnego, białego złota z delikatnym różowym refleksem

C Pop - odcień złoty z różowo-brzoskwiniową nutą

Wydaje mi się, że osoby, które nigdy nie używały rozświetlaczy albo chcą uzyskać delikatny efekt na skórze, bo nie lubią się zbyt mocno błyszczeć, będą zadowolone z propozycji marki Becca. Sama używam aktualnie odcienia Moonstone na co dzień i jest całkiem okej, ale też nic mi nie urywa ;)

Moim zdaniem zdecydowanie mamy na rynku lepsze propozycje i rozświetlacze Becca są potężnie przereklamowane. Ogólnie markę lubię chociażby za bazy i rozświetlacze płynne, ale te prasowane nie są tym czego ja oczekuję od produktów tego typu. 


Błysk jest, ale bardzo słaby, nie jest to efekt "mokrej skóry". Oczywiście im dłużej pracujemy z rozświetlaczem na skórze tym on ładniej jakby rozkłada się na skórze, ale czy rozświetlacz za ponad 100 zł w pełnowymiarowej wersji nie powinien zachwycać już od pierwszego muśnięcia pędzlem? 

Tak więc moje zdanie dotyczące rozświetlaczy marki Becca jest takie pół na pół. Z jednej strony są bardzo ładne, subtelne i eleganckie. Z drugiej jednak mamy tutaj nieco drobinek i dość słaby błysk, który da się w miarę dopracować i dopieścić. Same zadecydujcie czy warto je kupić. Moje doświadczenie wskazuje jednak, że nawet w drogerii za 15 zł możecie kupić produkt lepszej jakości.

17:15

Pierwsze wrażenie: Golden Rose Total Cover | Moje spostrzeżenia i opinia

Pierwsze wrażenie: Golden Rose Total Cover | Moje spostrzeżenia i opinia

17:15

Pierwsze wrażenie: Golden Rose Total Cover | Moje spostrzeżenia i opinia

Pora na podzielenie się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami dotyczącymi podkładu Golden Rose Total Cover 2in1 Foudation & Concealer. Pokazywałam go w haulu zakupowym i jeśli jeszcze go nie widziałyście to odsyłam Was tutaj do tego wpisu:


Podkład kupiłam w odcieniu 03 Almond. Aktualnie jest on dla mnie znacznie za ciemny, ale wybrałam go ponieważ jest ładnie żółty i lekko oliwkowy, co idealnie pasuje do mojej karnacji. Rozjaśniam go jedynie mixerem Kobo i śmiało mogę używać. Opakowanie jest plastikowe, ale takie porządne. Nie mam wrażenia, że wszystko się zaraz rozleci ;) Pojemność jest standardowa - 30 ml, cena to prawie 40 zł.

Jak dotąd miałam ten podkład na sobie kilka razy i chciałabym podzielić się z Wami swoimi pierwszymi spostrzeżeniami na jego temat. Każdego dnia aplikowałam go gąbeczką Donegal i utrwalałam pudrem Lovely Banana Chocolate.


Podkład rozjaśniałam odpowiednio wspomnianym wcześniej mixerem Kobo, ale znam ten produkt i wiem, że nie wpływa on w żaden sposób na właściwości podkładów.

Podkład jest kremowy i gęsty, w trakcie aplikacji i rozcierania robi się coraz bardziej tępy, a potem zastyga. Kiedy już zastygnie nie odbija się na palcach ani na przyłożonej do twarzy chusteczce co oceniam bardzo pozytywnie. Trzeba z nim pracować sprawnie i szybko, bo fakt, że zastyga uniemożliwia dłuższą pracę z nim na twarzy.

Bez bazy aplikuje się dobrze, idealnie wyrównuje koloryt skóry. Ma baaaaardzo mocne krycie i już przy cienkiej warstwie wszystkie niedoskonałości znikają. Nie zalecam dokładania go w większej ilości, ponieważ powoduje to, że podkład wygląda ciężko i jest mocno widoczny.

Na bazie podkład wygląda podobnie jak bez. Tak naprawdę nie widzę różnicy między tymi dwoma sposobami aplikacji. Wykończenie jest typowo matowe. Podkład nie odbija światła. Mimo, że nałożona warstwa jest cienka i wtapia się w skórę to podkład jest na niej widoczny. Nie da się ukryć, że na twarzy jest makijaż.


Dodatek płynnego rozświetlacza sprawia, że podkład staje się bardziej świetlisty, ale nie odejmuje mu to w najmniejszym stopniu krycia.

Skóra z tym podkładem wygląda nieskazitelnie, ale jak na mój gust aż do przesady - bardzo sztucznie.

Najlepiej jak do tej pory sprawdza się z dodatkiem podkładu Bourjois Healhty Mix. Wtedy zyskuje na lekkości i takie połączenie odpowiada mi najbardziej.

Osobiście zawiodła mnie jego trwałość i wytrzymałość na pocieranie.

Zacznę od pocierania. Niestety w spotkaniu z szalikiem czy chusteczką higieniczną ten podkład totalnie sobie u mnie nie radzi. Wiem, że to jest uszkodzenie mechaniczne, ale mam podkłady, które takie rzeczy są w stanie przetrwać w stanie nienaruszonym. Tutaj podkład znika zupełnie, bez znaczenia czy baza pod nim jest czy jej nie ma. Przyznam, że jest to dość problematyczne, bo różnica między naturalną skórą, a miejscami gdzie jest podkład jest ogromna i bardzo mocno rzuca się to w oczy. Z racji tego, że podkład zastyga nie jestem też w stanie w sensowny sposób jakoś tego poprawić.

Druga sprawa to trwałość. Od tak gęstej, zastygającej i mocno kryjącej formuły podkładu wymagam tego, że produkt będzie się pięknie trzymał. No i faktycznie wygląda ładnie przez 5-6 godzin, a po tym czasie skóra zaczyna się świecić i podkład podkreśla nieestetycznie fakturę skóry, zaczyna się brzydko zbierać i lekko się waży. Wygląda to paskudnie i zdecydowanie bardziej wolałabym nie mieć na sobie żadnego podkładu niż taki, który robi mi na twarzy takie rzeczy.


Ten podkład jest ciężki i wyczuwalny na skórze. A uwierzcie mi, że mam porównanie chociażby z podkładem Inglot HD Perfect Cover Up, Catrice Liquid Coverage czy Eveline Liquid Control. Wszystkie są podkładami o mocnym kryciu, Inglot też jest gęsty, ale sprawdza się u mnie idealnie.
Catrice i Eveline kryją perfekcyjnie, ale nie są aż tak widoczne na skórze jak ten z Golden Rose - mam wrażenie, że to też przez ich płynną konsystencję.

Muszę przyznać, że czuję się trochę rozczarowana podkładem Golden Rose Total Cover. Bardzo podoba mi się tonacja podkładu, jego krycie i te pierwsze godziny po aplikacji, ale to nie przeważa na jego korzyść. Ścieranie się, ciężkość i wątpliwa trwałość sprawia, że nie czuję się zachęcona do częstego używania. Oczywiście podkład zużyję - w dni kiedy będę makijaż nosiła krótko, będę miała mało zajęć na uczelni, na jakieś szybkie wyjścia. Nie jest to jednak propozycja na trwałe makijaże: ślubne, studniówkowe lub po prostu wieczorowe.

Jestem ciekawa czy znacie ten podkład i jak sprawdził się u Was. Macie podobne odczucia do moich czy wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach.

00:00

NOWOŚĆ Puder Lovely Cooking Time | Recenzja

NOWOŚĆ Puder Lovely Cooking Time | Recenzja

00:00

NOWOŚĆ Puder Lovely Cooking Time | Recenzja

Czy są tutaj fanki sypkich pudrów? Ja zgłaszam się na pewno, bo mam ich naprawdę sporo i wciąż testuję nowe i szukam tych najlepszych. Dzisiaj będzie o nowości marki Lovely, czyli pudrze o uroczej nazwie Cooking Time. 

Opakowanie przywodzi na myśl pozostałe pudry sypkie Lovely z serii Sweet Kissing, które już testowałam i możecie sprawdzić co o nich myślę w tym wpisie. Jest bardzo ładne, dość proste zakręcane i posiada siteczko.


To co bezapelacyjnie zasługuje na uwagę to fakt, że producent zrezygnował z tego intensywnego słodkiego zapachu, który mnie osobiście bardzo denerwował. Ten puder nie pachnie wcale. Pojemność jest taka sama jak w pozostałych pudrach Lovely, czyli 6 g.

Ma leciutko żółty kolor i to bardzo mnie skusiło do jego zakupu i wypróbowania. Podoba mi się również jego formuła, bo ten puder nie zbryla się tak jak pozostałe, jest bardzo aksamitny w dotyku i nie jest suchy. Dzięki temu, że nie zbryla się można go nałożyć na skórę w niewielkiej ilości, bardzo dobrze się rozprowadza.


Ja pudry nakładam gąbeczką, której wcześniej użyłam do podkładu. Stempluję nią po twarzy miejsce przy miejscu, a potem jeszcze dodatkowo omiatam twarz pędzlem. Ten puder wygląda na twarzy fantastycznie. Nie zmienia odcienia podkładu, bardzo dobrze go utrwala. Ma bardzo ładne wykończenie na skórze. Daleko mu do efektu kredowego matu.


Dzięki temu, że nie jest zbyt suchy śmiało można używać go pod oczy. Super współgra z korektorami i utrwala je na długie, długie godziny. 

Bardzo się z nim polubiłam i aktualnie kończę już pierwsze opakowanie ;) Na pewno kupię go ponownie! Osobiście uważam, że jest to najlepszy puder ze wszystkich sypkich, które oferuje Lovely. Powiem nawet więcej! Jest lepszy niż Wibo Banana, który wiele razy na blogu Wam polecałam.

Tak, więc jeśli szukacie jakiegoś nowego sypkiego pudru to ten jest jak najbardziej godny Waszego zainteresowania.

12:39

Noworoczny wielki haul zakupowy | Nabla, Becca, Fenty Beauty, Lovely, Golden Rose, Catrice i wiele innych

Noworoczny wielki haul zakupowy | Nabla, Becca, Fenty Beauty, Lovely, Golden Rose, Catrice i wiele innych

12:39

Noworoczny wielki haul zakupowy | Nabla, Becca, Fenty Beauty, Lovely, Golden Rose, Catrice i wiele innych

Na dzisiaj przygotowałam wielki kosmetyczny haul zakupowy. Chcę pokazać Wam co nowego ostatnio się u mnie pojawiło, tak abyście były zorientowane o czym będę pisała w najbliższym czasie na blogu. Zakupy poczyniłam na przestrzeni mniej więcej dwóch ostatnich miesięcy, a dopiero teraz miałam chwilę, aby to wszystko razem zabrać i Wam pokazać. Kosmetyki, które dzisiaj zobaczycie to między innymi zakupy z Sephory, Natury, drogerii internetowych, ale też prezenty świąteczne. 

Tym razem nie będę omawiać poszczególnych sklepów po kolei, ale przedstawię produkty według kategorii. Jeżeli lubicie tego typu wpisy i ten temat Was interesuje to zapraszam do dalszej części tego wpisu.

Zacznijmy od podkładów. W końcu skusiłam się na dość nowy podkład marki Golden Rose Total Cover. Wybrałam dla siebie odcień 03 Almond, ponieważ jest on ładnie żółty, może nawet lekko oliwkowy i tonacją pasuje do mnie idealnie. Aktualnie jest dla mnie zbyt ciemny, ale mam możliwość jego rozjaśnienia, więc nie ma problemu. Jestem bardzo ciekawa jak będzie się spisywał na mojej skórze.

Drugi podkład, który kupiłam to L'oreal Infallible w odcieniu numer 11 Vanilla. Jest to dość jasny kolor, według mnie mimo nazwy wpada lekko w róż. Jeszcze go nie testowałam i ciekawa jestem jak wypadnie. Ogólnie nie jestem fanką podkładu True Match tej marki, ponieważ jest dla mnie zbyt suchy. Na temat tego słyszałam jednak wiele dobrych opinii i chętnie go wypróbuję.


W Naturze zaopatrzyłam się w kolejną tubkę swojego ulubionego białego mixera Kobo. Używam go właśnie do rozjaśniania podkładów i bardzo dobrze mi się on sprawdza. Rozjaśnia, ale nie zmienia konsystencji i właściwości podkładu. Nie wpływa też na jego trwałość.

Mam też dwie nowe mgiełki do utrwalania makijażu. Wykończyłam ostatnio swoją ulubioną z Essence i postanowiłam przetestować coś nowego. Pierwszą mgiełką jest L'oreal również z serii Infalliible i jest to bardzo ciekawy produkt, który trzeba dokładnie wstrząsnąć przed użyciem w celu wymieszania. Na dnie butelki osadza się biały proszek - odnoszę wrażenie, że jest to coś co ma dodatkowo matowić skórę. Mam tylko nadzieję, że ten spray nie będzie bielił skóry ;)

Druga mgiełka to maleństwo Wet'n'Wild Natural Finish, który polecała Kathleen Lights w jednym ze swoich filmów. Kupiłam ją w promocji za nieco ponad 10 zł, więc była niedroga. Opakowanie jest niewielkie, bardzo poręczne. Ciekawe jak się u mnie sprawdzi.


Kolejne dwa produkty to korektory. Kupiłam kolejne opakowanie korektora Maybelline Instant Anti Age tym razem w odcieniu 00 Ivory. Już go używałam i ten odcień bardzo mi odpowiada. Jest jasny i rozświetla okolicę oczu. Na testy wzięłam korektor My Secret Long Wearing Cocealer w odcieniu 01 Nude. Bardzo jestem ciekawa jak wypadnie, bo ostatnio w drogeriach mamy coraz to lepsze korektory. Na pewno dam Wam znać!

Dalej mam nowy puder Lovely Cooking Time, który bardzo mnie zainteresował. Ma lekko żółtawy odcień i nie pachnie tak okrutnie słodko jak inne pudry z tej serii. Przyznam szczerze, że pierwsze wrażenia są naprawdę pozytywne i będę go testować dalej. Na mojej skórze pod oczami wygląda świetnie.

Skusiłam się też na sypki puder Golden Rose, który poleca tak wiele osób. Jest on transparentny i ma wygładzać skórę. Poleca go sama Red Lipstick Monster, więc ciekawi mnie czy u mnie się sprawdzi.


Zostając w tematyce makijażu twarzy mam jeszcze do pokazania nowy róż Nabla w odcieniu Regal Mauve, który chodził za mną już od długiego czasu. Jest piękny, ma satynowe wykończenie i piękny chłodny odcień. 

Kupiłam też dwa róże My Secret. Jeden odcień, który już miałam i wykończyłam plus jeden nowy. Nowością jest dla mnie kolor 101 Cool Pink, a 104 Dusty Rose to jeden z moich ulubieńców. Róże mają malutkie opakowanie i są bardzo poręczne. Zawsze też zmieszczą się w kosmetyczce ;)


Pewnie się zdziwicie, ale wśród nowości pojawiły się u mnie rozświetlacze Becca ;) Tak, tak wiem, że zjechałam swego czasu na blogu odcień Rose Gold, ale pisałam też wtedy, że kuszą mnie inne odcienie i pewnie się na nie skuszę. Tak się złożyło, że pod choinką znalazłam Enchanted Glow,  czyli kolejne trzy miniaturki: Moonstone, C Pop oraz Opal. Po pierwszych swatchach mogę powiedzieć, że widzę różnice między tymi rozświetlaczami, a odcieniem Rose Gold - na plus dla tych pierwszych. Muszę je jednak lepiej przetestować. 

Teraz przechodzimy do produktów do oczu. Mam jeden metaliczny cień Wet'n'Wild z serii Liquid Catsuit w odcieniu Emerald Gaze. Jest to przepiękna, głęboka, błyszcząca zieleń. Mi kojarzy się ze świętami. Naprawdę śliczny kolor.


Moim hitem wśród tych nowości jest foliowy cień marki Stila Magnificent Metals w odcieniu Metallic Violet, który udało mi się kupić w TKMaxxie. Jest piękny, bardzo błyszczący i na pewno pojawi się w niejednym moim makijażu. 

Nowością u mnie jest też liner z limitowanej kolekcji Catrice Dazzle Bomb Dazzleliner w odcieniu Iridescent Eyes. To bardzo jaśniutki odcień różu z nutką lawendy, bardzo mocno połyskujący. Drugi eyeliner, który kupiłam to również Catrice, ale już klasyczny czarny. Potrzebowałam czegoś do malowania kresek na szybko i jak narazie ten bardzo dobrze się sprawdza ;)

I na koniec produkty do ust. Patrzę na ten stosik kosmetyków i jest tego naprawdę sporo ;))

Zacznę od błyszczyków Fenty Beauty, które dostałam w prezencie. Są to pełnowymiarowe wersje w odcieniu Fenty Glow oraz Fu$$y. Mam już miniaturkę Fenty Glow i ją uwielbiam, a teraz mogę cieszyć się pełną wersją swojego ulubieńca i nowego odcienia Fu$$y. Oba są przepiękne!


Mam też dwa kolejne odcienie pomadek Sephora Cream Lip Stain w odcieniu 22 Pink Latte praz 83 Cinder Rose. Dwa dość skrajne kolory, ale oba w moim stylu. Ogólnie bardzo lubię te pomadki i chcę mieć jeszcze kilka innych odcieni. Zdradzę Wam w tajemnicy, że Pink Latte jest całkiem dobrym odpowiednikiem pomadki z HB w odcieniu Bombshell ;) Jest od niej odrobinę jaśniejsza i jednak bardziej pomarańczowa, ale to ta sama rodzina :D


Z ciekawostek mam błyszczyk Catrice Prisma Lip Glaze w odcieniu 010 Enchanted Gold. Kupiłam go, ponieważ w opakowaniu wydaje się być czymś zbliżonym do błyszczyków HB Lipstrobe. Zobaczymy jak się sprawdzi na ustach.

I na sam koniec dwie pomadki w odcieniach nude. Doszłam do wniosku, że pomimo posiadania dość dużej kolekcji pomadek wciąż brakuje mi pomadek cielistych. Skusiłam się na dwie, których formuły już znam z innych kolorów i bardzo lubię. Pierwsza pomadka to Hean Luxuary w odcieniu 02 Tiramisu. To bardzo jasny beż z nutą brzoskwini, idealny dla ciepłych typów urody, dla delikatnych blondynek i makijaży typu smokey. Druga pomadka to Wet'n'Wild Liquid Catsuit w odcieniu Nudie Patootie. To również beż o typowo brązowym tonie, również jasny, ale przygaszony. Bardzo lubię formułę tych pomadek, mam już inne dwa odcienie, które bardzo lubię!


To wszystko! Matko, sama jestem w szoku jak dużo nowości mi się uzbierało! Było tego naprawdę sporo i teraz robię sobie bana na kosmetyczne zakupy. Czekam z tym do wiosny ;) Pierwszy raz czuję, że naprawdę przegięłam... ;) 

Koniecznie dajcie mi znać co nowego pojawiło się u Was i co polecacie ;) Albo może lepiej nie polecajcie, bo będę miała pokusę :)) ;) Tak czy inaczej czekam na komentarze, napiszcie czy znacie produkty, które dzisiaj Wam pokazałam.

15:41

Kosmetyczni ulubieńcy roku 2018

Kosmetyczni ulubieńcy roku 2018

15:41

Kosmetyczni ulubieńcy roku 2018

Aby móc bez przeszkód rozpocząć nowy rok na blogu muszę zamknąć poprzedni ;) Pora podsumować cały rok pod kątem kosmetyków do makijażu. Moje drogie zapraszam Was na najważniejszych ulubieńców roku 2018! To będzie prawdziwa śmietanka, najlepsze produkty, których używałam najczęściej przez ostatnie dwanaście miesięcy. Jeśli interesuje Was taka tematyka to serdecznie zapraszam do zapoznania się z tym wpisem.


BAZA BECCA FIRST LIGHT PRIMING FILTER
Bezapelacyjny hit tego roku! Uwielbiam używać tej bazy. Bardzo ładnie pachnie, ma lekką formułę, pięknie nawilża skórę, a po jej wchłonięciu pozostaje delikatnie lepka warstewka - podkład bardzo dobrze się jej trzyma. Baza rozświetla skórę i naprawdę bardzo przyjemnie się z niej korzysta.

BAZA LIRENE NO PORES
Jeśli zależy mi na wygładzeniu skóry, ukryciu rozszerzonych porów to zawsze sięgam po ten produkt. Jest kremowa, bardzo dobrze radzi sobie właśnie z wygładzeniem skóry. Wystarczy niewielka ilość do pokrycia newralgicznych miejsc na twarzy. Nie kosztuje wiele, a działa rewelacyjnie. I właśnie za to ją tak lubię.

PODKŁAD EVELINE LIQUID CONTROL NUMER 005
Jedno z tegorocznych odkryć. Podkład o perfekcyjnym kryciu i niezwykle płynnej konsystencji. Zaskoczył mnie swoim naturalnym wykończeniem i trwałością. Kryje bardzo dobrze, jednak nie jest to ten typ podkładu, który widać z kilometra. Bardzo dobrze wtapia się w skórę, jest lekki i bardzo komfortowy. 

KREM CC BOURJOIS 123 PERFECT NUMER 31 IVORY
W tym roku do niego powróciłam i jakże miły był to powrót! Jeden z lepszych produktów tego typu dostępnych w drogerii. Dobre krycie, piękne odcienie i duży komfort podczas noszenia. To uczucie można porównać do nałożenia kremu nawilżającego, po upływie dłuższej chwili staje się totalnie niewyczuwalny. Ma bardzo dobrą trwałość i super współgra z innymi produktami.


KOREKTOR LOVELY LIQUID CAMOUFLAGE NUMER 01
Kolejny produkt, który odkryłam w tym roku i pokochałam całym sercem. Tani jak barszcz korektor Lovely zawitał na stałe w moich makijażach. Perfekcyjne krycie, piękny jasny odcień i kremowa konsystencja. Jest po prostu genialny. Znam wiele dobrych korektorów, ale myślę, że wśród tych tańszych to właśnie ten jest na pierwszym miejscu. Ciężko mi nawet określić ile jego opakowań zużyłam w ciągu roku. Poleciłam go wielu znajomym i każda z nich dziękuje mi za tak dobry produkt.



KOREKTOR MUFE FULL COVER NUMER 04
Ten gagatek to agent do zadań specjalnych. Wiernie służy mi pomocą w przypadku dużych przebarwień lub zasinień na skórze. Przykrywa wszystko, zastyga i nie rusza się z miejsca. Must have w moim kufrze.  Sprawdza się też rewelacyjnie do odcinania cut crease.


PUDER COTY AIRSPUN TRANSLUCENT EXTRA COVERAGE
Przez ten rok wykończyłam swoje pierwsze opakowanie tego pudru. Jest genialny! Miałki, drobniutko zmielony. Przepięknie wygląda na skórze i bije na głowę niejeden droższy puder. Uwielbiam go, sprawdza mi się rewelacyjnie zarówno na sobie jak i na klientkach. Utrwala makijaż, ale nie zostawia na skórze płaskiego, tępego matu, a raczej lekko satynowy mat. Jest genialny i wystarcza na baaaardzo długo.

BRĄZER WIBO BEACH CRUISER CAFE CREME NUMER 02
Na temat tego brązera pieję cały, okrągły rok. W ogóle to mam wrażenie, że byłam pierwsza jeśli chodzi o jego recenzję. Miałam go zanim marka Wibo rozesłała paczki PR i każdy zaczął go polecać. Ten produkt jest po prostu fenomenalny. Ja nie mam się zupełnie do czego przyczepić. Idealny odcień zarówno do konturowania jak i do opalania twarzy, nie ma drobinek, ale nie jest też zupełnie matowy. Na skórze wygląda "drogo", a nie jak brązer za niecałe 30 zł z drogerii. Jeżeli go jeszcze nie znacie to koniecznie musi się to zmienić. Obiecuję, że jeśli go wypróbujecie to będzie on od tej pory Waszym ulubionym brązerem.



BRĄZER NABLA CAMEO
Ten brązer w moich makijażach zwykle dopełnia poprzednika. Jest od niego nieco chłodniejszy. Sięgam po niego dość często przy makijażach swoich klientek. Bardzo dobrze mi się sprawdza i mam wrażenie, że pasuje praktycznie każdemu. Nie jest sino-fioletowym pudrem, który robi z twarzy trupa. Pięknie podkreśla kości policzkowe i dopełnia makijaż.


ROZŚWIETLACZ SENSIQUE
To produkt, który rozkochał mnie w sobie od pierwszego użycia. Jest piękny! Zero drobinek, 100 % złocistej tafli. Miłe jest to, że w drogerii mamy tak świetny brązer, który z powodzeniem mogą stosować kobiety z jasną karnacją. Nie odcina się, nie tworzy plam. Jest intensywny, ale to akurat można dość swobodnie budować.

ROZŚWIETLACZ MY SECRET PRINCESS DREAM
Mój ponadczasowy ulubieniec. Widać zresztą na zdjęciach jak mocno jest już wydrapany. Bardzo dobrze mi służy i na pewno jeśli wykończę to opakowanie to kupię ten rozświetlacz ponownie. Piękny brzoskwiniowo- złoty odcień, którego używam praktycznie przez cały rok. Wygląda super zarówno na opalonej jak i na bladej skórze. Tutaj również nie ma grama drobinek - to jest po prostu czysta tafla!


KREDKA DO BRWI WIBO FEATHER BROW CREATOR ODCIEŃ SOFT BROWN
Kolejne tegoroczne odkrycie, które usprawniło moje malowanie brwi i sprawiło, że jestem z ich podkreślania bardziej zadowolona. Cieniutka, precyzyjna, wykręcana kredka, której używam na co dzień. Wszystko mi się w niej podoba: odcień, grubość rysika, konsystencja, trwałość i to, że ma spiralkę na drugim końcu. Kompaktowe rozwiązanie prowadzące do pięknie podkreślonych, naturalnie wyglądających brwi.


POMADA DO BRWI NABLA VENUS
Cięższa brwiowa artyleria i mój pomadowy ulubieniec. Żadnej z testowanych do tej pory pomad nie udało się jej przebić. Dla mnie jest idealna. Wciąż kremowa, gładka, bez żadnych grudek i suchych fragmentów. Ma bardzo ładny odcień pasujący do moich włosów. Nakładam ją zawsze w najmniejszej możliwej ilości i wtedy moim zdaniem efekt jest najlepszy. Nadmiar pomady powoduje nieestetyczne zlepianie włosków albo robią się jakieś dziury i prześwity. W przypadku pomad mniej znaczy więcej ;)


ŻEL DO BRWI MISS SPORTY HAPPY BROW NUMER 02
Tym żelem zastąpiłam poprzedniego ulubieńca z Rimmela, który został wycofany. Okazało się jednak, że ten żel jest praktycznie identyczny, także zbytnio nie płaczę. Ma delikatny kolor, ładnie wyczesuje włoski i utrwala. Nie jest to jakieś bardzo mocne utrwalenie, ale na co dzień mi takie jak najbardziej odpowiada.


BAZA POD CIENIE URBAN DECAY ODCIEŃ EDEN
Ta baza jest ze mną od początku roku. Nie zdawałam sobie sprawy jak dobra może być baza pod cienie. Uwielbiam ją! Ma jasny beżowy odcień, więc wyrównuje kolor na powiece. Po chwili leciutko zastyga i jest gotowa do aplikacji cieni. Makijaże na niej są baaaaardzo trwałe (mam nawet wiadomości od klientek, które spały w moich makijażach i na drugi dzień makijaż wyglądał idealnie). Faktycznie jest to już dość drogi produkt, ale jeśli się nad nią zastanawiałyście to możecie kupować w ciemno. Jest najlepsza!


KLEJ DO BROKATÓW NYX GLITTER PRIMER
Produkt bez którego nie obejdę się przy aplikacji pigmentów czy brokatów. To najlepsze podłoże dla takich produktów. Wszystkie sypkie cienie utrzymują się na powiekach do momentu zmycia makijażu. Bardzo przyjazny w pracy i łatwy w obsłudze produkt. Jeśli lubicie pigmenty i sypkie cienie koniecznie musicie zaopatrzyć się w Glitter Primer.


PALETA CIENI MIYO X BEAUTYVTIRCKS INSTAGLAM 
Jeden z tych kosmetyków, który w minionym roku wywołał największe poruszenie. O tą paletę walczyła ogromna rzesza dziewczyn. Mi, na szczęście, udało się ją kupić na targach kosmetycznych bez żadnego problemu. Paleta jest super jakości! Cienie mocno napigmentowane, nie są suche i mają piękne kolory. W mojej ocenie jest to paleta kompletna i zupełnie samowystarczalna. Używam jej praktycznie w każdym kolorowym makijażu. W tych dziennych sięgam najczęściej po piękną folię Calla oraz po boski beżowy cień Daphe - jest turbonapigmentowany.



PALETA CIENI JUVIA'S PLACE THE MAGIC
To paleta, która wyzwala we mnie kreatywność! Wystarczy na nią popatrzeć, a w głowie powstają pomysły na nowe makijaże. Tutaj również mamy do czynienia z niesamowitą jakością cieni, bardzo mocnym pigmentem i pięknymi kolorami. Paleta zachwyca też różnymi wykończeniami. Polecam ją osobom, które kochają makijaż i chciałyby przenieść się na wyższy poziom jeśli chodzi o cienie do powiek.



PALETA CIENI NABLA DREAMY
Mój codzienny pewniak, wielka miłość od dnia premiery. Uwielbiam na nią zarówno patrzeć jak i używać ;) Bezproblemowa w pracy, cienie rozcierają się same. Tutaj nie ma mowy o powstaniu plam czy dziur, wszystkie cienie przepięknie się ze sobą łączą i nie znikają podczas blendowania. Moje najukochańsze cienie z tej dwunastki to Illusion, Sistina, Vanitas, Senorita i Dogma.



EYELINER URBAN DECAY HEAVY METAL ODCIEŃ MIDNIGHT COWBOY & CATCALL
Te z Was, które śledzą mnie od dłuższego czasu na pewno wiedzą, że w makijażu oczu uwielbiam błysk. Nawet najprostsze cieniowanie musi być doprawione czymś błyszczącym. Bardzo dobrym rozwiązaniem na dodanie odrobiny błysku są brokatowe eyelinery. Moje ulubione to właśnie te z UD. Mam dwa kolory: złoty i różowy. Stosuję je zamiennie w zależności, który bardziej mi pasuje. Nakładam je na wiele sposobów: jako kreska, rozświetlenie kącików, czasami wklepuję je paluszkiem na powiekę, a czasem nakładam je na czarną kreskę, aby podkręcić cały makijaż. Podoba mi się ich formuła, ponieważ są to miliony drobinek zatopionych w przejrzystej bazie. Pięknie wyglądają na oczach i nie są problematyczne w aplikacji.


MASCARA TOO FACED BETTER THAN SEX
Tak naprawdę zaczęłam jej używać mniej więcej w listopadzie, ale zasługuje ona na miano ulubieńca roku. Muszę przyznać, że ten tusz wybił się na tle innych, mimo że miałam co do niego pewne obawy - wiele osób ostrzegało, że ten tusz się osypuje i kruszy w ciągu dnia. Postanowiłam go jednak spróbować i ja jestem nim zachwycona. U mnie nie dzieje się z nim nic złego. Nałożony rano pozostaje w stanie niezmienionym do wieczora. Idealnie rozdziela rzęsy, pogrubia je i wydłuża. Jest też intensywnie czarny. Wersja klasyczna nie rozmazuje się, a muszę zaznaczyć, że moje oczy lubią łzawić. Naprawdę bardzo polecam ten tusz!


KLEJ DO RZĘS ARDELL LASH GRIP
W kwestii klejenia rzęs jest on niezawodny. Miałam okazję korzystać z kleju DUO i nie polubiłam się z nim zupełnie. Ten jest natomiast fantastyczny. Najbardziej lubię białą wersję, bo wysycha na przeźroczysto i jest niewidoczny. Poza tym klej trzyma mocno rzęsy, nie odklejają się kąciki rzęs, a przy ściąganiu odchodzi w całości. Bardzo polecam tym bardziej, że jest on naprawdę w przystępnej cenie.


POMADKI GOLDEN ROSE LONGSTAY MATTE LIQUID LIPSTICK NUMER 13 & 18
Te dwa całkiem skrajne kolory bardzo często gościły na moich ustach. Numer 13 czyli piękny nude to pomadka, która dopełniała wiele moich makijaży. Przy mocnym oku bardzo dobrze uzupełnia makijaż, a w makijażu dziennym delikatnie podkreśla usta, ale nie dominuje. Numer 18 to moim zdaniem idealna czerwień, która zwykle grała pierwsze skrzypce w makijażu. Noszę ją do prostego cieniowania albo do zwykłej kreski. Wygląda pięknie, optycznie wybiela zęby no i jest trwała.


POMADKA HEAN MATTE LIQUID LIPSTICK NUMER 01 AMY
Jedna z moich ulubionych pomadek na co dzień. Idealny dla mnie odcień zgaszonego różu, przyjemna formuła niewysuszająca ust i bardzo dobra trwałość. To co jeszcze zasługuje na pochwałę to aplikator, który dla mnie jest najlepszym jeśli chodzi o aplikację matowych pomadek. Jestem nim w stanie perfekcyjnie pomalować usta bez potrzeby użycia konturówki. Jest dość duży, ale płaski, przez co wygodnie się nim manewruje. Odcień tej szminki jest niemal idealnym odpowiednikiem pomadki KAT VON D w odcieniu Lovecraft ;)


BŁYSZCZYK FENTY BEAUTY ODCIEŃ FENTY GLOW
Tak jak w roku 2017 nie było mowy o błyszczących ustach, tak w 2018 błyszczyki powróciły do łask i to w wielkim stylu. Moim osobistym hitem jest właśnie ten błyszczyk Fenty Beauty. Mam go co prawda w wersji miniaturowej, ale na pewno kupię duże opakowanie! Błyszczyk jest fantastyczny. Gęsty, kremowy, nie lepi się i super nawilża usta. Wygląda na nich bardzo dobrze, usta są widocznie pełniejsze, wypielęgnowane i mokre - zostawia na nich błyszcząca taflę. Podoba mi się również jego wielgachny aplikator, którym szybciutko nakłada się produkt.


BRAWA DLA TYCH Z WAS, KTÓRE DOBRNĘŁY DO KOŃCA :D 

Tak, to już wszystko. Było tego naprawdę sporo, ale to właśnie te produkty zasługują na miano ulubieńca roku 2018. Koniecznie napiszcie mi czy jakiś kosmetyk z mojej listy pokrywa się z Waszymi typami i dajcie znać co takiego podbiło w tym roku Wasze serdeuszka ;)

Copyright © majmejkap , Blogger